niedziela, 8 listopada 2015

Chapter Fourteen


*******

~Danielle ~

          Nie byłam zdziwiona, kiedy po otworzeniu oczu okazało się, że nie jestem w swoim pokoju, czy w samochodzie lekko spanikowanego Liama. Doskonale wiedziałam, że skończę w białym, szpitalnym pomieszczeniu, które wręcz odstraszało swoją sterylnością. Usiadłam powoli i skrzywiłam się mocno. Tępy ból rozszedł się po mojej czaszce. Wplotłam palce we włosy i zaczęłam okrężnymi ruchami puszków palców, masować skórę głowy. To zawsze działało. Spojrzałam w dół na swoje ubrania. Byłam szczerze zaskoczona, kiedy okazało się, że w dalszym ciągu mam na sobie swoje zakrwawione ciuchy, w których tutaj przyjechałam. Spodziewałam się, że przebiorą mnie w te białe stroje, rodem z psychiatryka. No cóż... Może po prostu naczytałam się za dużo książek i naoglądałam za dużo filmów.
          Powoli wstałam z łóżka. Musiałam jak najszybciej wrócić do domu, żeby wytłumaczyć to wszystko matce i - w najlepszym przypadku - błagać ją na kolanach, żeby pozwoliła mi z nią mieszkać przynajmniej do ukończenia osiemnastego roku życia. Nie udało mi się jednak zajść daleko, ponieważ poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie i przyciąga do siebie. Jęknęłam cicho, zaciskając powieki, kiedy ból po raz kolejny dał o sobie znać. Wyswobodziłam się z niechcianego uścisku i odwróciłam przodem do napastnika.
- Nie powinnaś opuszczać swojej sali. Lekarze podejrzewają lekki wstrząs mózgu, a nie podpięli ci żadnych kroplówek tylko dlatego, że nie wiedzieliśmy z Liamem na co jesteś uczulona - zmierzyłam uważnym wzrokiem Horana i cofnęłam się kilka kroków w tył. Nie chciałam, żeby mnie ktoś dotykał. Nadal byłam zbyt obolała. - Danielle, wróć do łóżka, a ja powiadomię lekarza o tym, że się obudziłaś.
           Niepewnie posłuchałam chłopaka, zagryzając nerwowo wargi. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść i pomyśleć nad wymówkę dla Liama. W końcu to on mnie znalazł poturbowaną po kolejnym  ataku szału mojej matki - wyjaśnienia w końcu się mu należą. Westchnęłam przeciągle wbijając znudzony wzrok w okno, odliczając kolejne sekundy od wyjścia blondyna. Zdecydowanie nie wracał przez dłuższy czas.
          Drzwi rozsunęły się, ukazując starszego, siwiejącego mężczyznę w białym kitlu. Uśmiechnął się zerkając na kartę przypiętą w nogach mojego łóżka i zapisując coś na kartce papieru.
- Jak się czujesz? Masz mdłości? Boli cię głowa? - zapytał, ściągając stetoskop z szyi i wkładając słuchawki do uszu.
- Czuję się dobrze, mogę już stąd wyjść?- mruknęłam, obracając się do niego plecami i podciągając koszulkę. Zacisnęłam zęby, ignorując narastający ból w całym ciele.
- Co to to nie. - zaśmiał się przykładając do pleców metalową część i nasłuchując. - Zrobimy c kilka badań, wyjdziesz dopiero, gdy zgłosi się po ciebie twój opiekun.
          Znieruchomiałam, tępo wpatrując się z mężczyznę. Mama... ona tutaj przyjdzie?!
          Lekarz zmarszczył brwi, widząc narastający niepokój w moich oczach. Siłą położył mnie na łóżku, podpinając leki nasenne, kiedy nie reagowałam na marne próby uspokojenia mnie. Zdecydowanie miałam atak paniki.

~*~

          Słońce powoli zachodziło, kiedy ponownie otworzyłam oczy. Zamrugałam, wyostrzając obraz i spoglądając na siedzącego obok chłopaka. Głowa Liama zwisała w dół, a jego klatka piersiowa powoli uniosła się w górę i w dół. Odetchnęłam z ulgą, widząc jak chłopak pogrążony jest we śnie, zdecydowanie nie byłam gotowa na rozmowę z nim... z kimkolwiek.
          Powoli odwróciłam głowę, chcąc znaleźć coś dzięki czemu mogłabym zapomnieć na chwilę o otaczającym mnie świecie. Niepewnie wyciągnęłam rękę do telefonu, który leżał na szafce obok łóżka, mocno chwytając go w zdrętwiałe palce. Miałam tylko nadzieję, że Payne nie obrazi się za pożyczenie jego własności.
          Odblokowałam telefon, klikając na ikonkę przeglądarki i wpisując nazwę swojego bloga. Zalogowałam się do systemu, wygodnie się układając, przez chwilę się zastanawiając, aż w końcu powoli zaczęłam dotykać kolejne literki na ekranie. Nie zwracałam uwagi na to co działo się obok mnie, teraz liczył się dla mnie tylko wymyślony Zayn i jego odczucia.

'' Trzasnąłem ze złością drzwiami, wychodząc z domu dziewczyny i szybko zbiegając po schodach. Nie zwróciłem uwagi na to, że nie miałem na sobie kurtki, a przez chłód panujący wokół mogę być chory. Adrenalina i duma nie pozwoliła mi na zawrócenie, chociaż na chwilę.
- Pieprzona masochistka - warknąłem wsiadając do samochodu i odpalając silnik. Szybko wycofałem auto z podjazdu, czując jak na coś wjeżdżam. Zerknąłem w tylne lusterko, klnąc głośno, kiedy zorientowałem się, że własnie przejechałem kota Mii. Wcisnąłem gwałtownie hamulec, próbując opanować emocje, jednak po chwili, pędziłem ulicą w stronę centrum. Wiedziałem, że dziewczyna nie daruje mi przejechania jej kota, jednak w obecnej chwili to była jedyna rzecz którą się nie przejmowałem. - Ja pierdole, po co w to wchodziłem?
     Skręciłem gwałtownie na stację benzynową, szybko wychodząc z samochodu i zgarniając kilka butelek alkoholu. Rzuciłem zwitek banknotów na ladę i nie czekając na wydanie reszty wyszedłem ze sklepu. 
     Przez kilka pierwszych minut włóczyłem się bez celu po mieście, aż w końcu zatrzymałem się - o ironio - w naszym stałym miejscu. Z gorzkim uśmiechem na ustach usiadłem pośród zieleni i otwarłem pierwszą butelkę. Telefon cały czas wibrował w mojej kieszeni, jednak nie miałem ochoty aby rozmawiać z kimkolwiek. Chciałem pobyć sam.
     Wyrzuciłem ostatnią pustą butelkę, kładąc się na trawie i wpatrując w rozgwieżdżone niebo nade mną. Westchnąłem cicho, przecierając twarz dłonią, starając się opanować zbierające się w moich łzy. Nie rozumiałem, jak mogłem tak szybko przywiązać się do Mii, dodatkowo zakochać się w niej. Ja - Zayn Malik, który obiecał, że nigdy nie dopuści do siebie żadnej dziewczyny...
     Jeszcze żadna kłótnia z dziewczyna nie doprowadziła mnie do takiego stanu. Jeszcze nigdy nie ryczałem po niej jak dziecko... a może to wina tego cholernego kota? W końcu byliśmy tak jakby ''przyjaciółmi''.
     Jęknąłem cicho, przypominając sobie rozjechane futerko, uderzając tyłem głowy o ziemię. Wyciągnąłem telefon z kieszeni kurtki, wybierając jeden z numerów, ignorując przybywające połączenia.
- Stary, wiem, że to brzmi niepoważnie...- zacząłem, kiedy po drugiej stornie odezwał się zaspany głos mężczyzny - ale potrzebuję kota. Najlepiej małego kota.''

- Co ty robisz?
          Drgnęłam przestraszona, kiedy śpiący Liam odezwał się. Zerknęłam na niego nieprzytomnie nie rozumiejąc o co mu chodzi. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałam.
- Wybacz - mruknęłam szybko zapisując szkic i oddając mu telefon - Nie chciałam cię budzić, więc postanowiłam, coś napisać na bloga...
          Szatyn westchnął cicho, drapiąc się po karku i rzucając telefon na białą pościel. Przeciągnął się, zerkając na wiszący na ścianie zegar.
- Pisz, jeżeli chcesz. Do godziny, powinien być tutaj twój tata, wtedy zostaniesz wypuszczona do domu, jeżeli dobrze pójdzie...- powiedział powoli wstając. Zmarszczyłam brwi patrząc na niego, powoli analizując to co powiedział. Tata? Tata po mnie przyjedzie?
- Chcesz powiedzieć, że tata jedzie tutaj?- przerwałam chłopakowi. Liam zerknął na mnie, mrugając i powoli kiwając głową. - A... a m-mama?- zająknęłam się.
- Nie martw się, nic ci już nie zrobi. Idę do bufetu, chcesz coś?
          Pokręciłam głową, tępo wpatrując się w ścianę przede mną. Nie rozumiałam co Liam miał na myśli mówiąc, że mama nic mi już nie zrobi. Cały czas bałam się, że pojawi się w drzwiach i dokończy to co zaczęła w domu...
Ale jeżeli tata tutaj jedzie... to w końcu wszystko będzie w porządku, prawda?


**********
Cześć Wam!
Bardzo przepraszamy za brak odcinków, ale szkoła daje się we znaki :)
Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z odcinka :) Powoli zbliżamy się do końca.
Ah, w przyszły weekend jadę do Krakowa pozwiedzać kilka uczelni. Odcinek pojawi się normalnie, Jesica go doda :D Więc bardzo Was proszę o motywację dla niej i zostawienie tutaj 10 komentarzy ^^
Zapraszam na Contract

niedziela, 18 października 2015

Chapter Thirteen


*************

Liam

     Telefon kolejny raz zderzył się z moją dłonią, jednak wizja pęknięcia ekranu nie była aż tak przekonująca, abym przestał to robić. Przesunąłem wzrokiem po białym korytarzu, niecierpliwie czekając na swojego przyjaciela, który lada chwila powinien się pojawić. Zdenerwowany oparłem bark o pobliską ścianę, odliczając w myślach kolejne sekundy.
       Sto dziewięćdziesiąt sekund później, obok mnie pojawił się zdyszany Niall. Ciężko opadł na plastikowe siedzenie, unosząc do góry jeden palec, nakazując mi milczenie. Uniosłem brew do góry, wywracając oczami, jednak posłusznie czekałem, aż blondyn sam się odezwie.
- Fani...- wysapał - Dowiedzieli się że tutaj jesteśmy.
        Drgnąłem nieznacznie, zamykając na chwilę oczy. Niemożliwym było przebywanie w jednym miejscu dłużej niż kilka dni, bez interwencji papsów czy fanów. Czy drudzy w przeciągu kilku minut mogli postawić cały świat na nogi, jedną - nawet nie potwierdzoną informacją. To, że byliśmy w Stanach nie było tajemnicą, jednak pobyt nowo odkrytej przez nas autorki fanfiction w szpitalu sprowadziłby ogromne kłopoty.
        Przeczesałem dłonią włosy, patrząc na blondyna w milczeniu. Żaden z nas nie miał pojęcia co mieliśmy zrobić w danej sytuacji. Ściągnięcie tutaj reszty chłopaków było niedorzeczne, a postawianie na nogi ochrony wzbudziłoby zbyt wielkie zainteresowanie Danielle. Doskonale pamiętałem jej przerażone oczy, kiedy dowiedziała się, że za kilka godzin przestanie być anonimową osobą.
       Horan skrzywił się, spoglądając na mijającego nas lekarza. Westchnąłem cicho, obchodząc dookoła korytarz.
- Nic nam nie powiedzą, nie jesteśmy z rodziny - mruknąłem cicho, wkładając ręce do kieszeni. Zrezygnowany usiadłem obok blondyna, tępo wpatrując się w ścianę naprzeciwko. W samochodzie dziewczyna wyglądała na poważnie ranną. Straciła dużo krwi - to byłem w stanie stwierdzić nawet bez pomocy lekarza. Nigdy nie widziałem tyle czerwonej cieczy na siedzeniach samochodu co w tamtej chwili. - Byłeś na policji?- spytałem badawczo spoglądając na przyjaciela.
- Zająłem się tym. - skinął głową, ściskając nasadę nosa - Sierżant nie był zbytnio zadowolony, kiedy się okazało, że to co mówiłeś było prawdą. - przeciągnął się, spoglądając na wciąż dzwoniący telefon. Wiadomość o naszej wizycie w szpitalu musiała obiegnąć już znaczną część świata. Co chwilę, na ekranie pojawiały się imiona reszty chłopaków, jednak żaden z nas nie pokwapił się aby odebrać, którekolwiek połączenie. Mieliśmy teraz ważniejsze sprawy do załatwienia - Dzwoniłeś do jej ojca? - zamrugałem zaskoczony.
- Przecież on jest we Francji. - jęknąłem, rzucając przyjacielowi krótkie spojrzenie. - Biznesmen, nie będzie miał czasu, aby pojawić się tutaj.
Kochający tatuś.
- Nie mamy innego wyboru. Danielle jest niepełnoletnia, a jej ociec podpisał naszą umowę. Sprawuje nad nią opiekę; tylko on może nam teraz pomóc.
        Zacisnąłem pięści, odchylając głowę do tyłu. Nienawidziłem, kiedy cała odpowiedzialność spadała na mnie. Poproszenie o pomoc to jedno, ale podjęcie odpowiedzialności za jeszcze jedną osobę to zupełnie co innego. Nie nadawałem się do tego. Wciągnąłem powietrze, wpatrując się w biały sufit. Wiedziałem, że Horan miał rację. Matka panny Jones jest aresztowana, więc  jej prawnym opiekunem został jej ojciec. A do czasu, kiedy on się tutaj nie pojawi... cała odpowiedzialność spada na mnie i Nialla.
        Gwałtownie wstałem sięgając po telefon blondyna, który jako jedyny miał zapisany numer ojca Danielle. Nie zastanawiałem się nad tym co mu powiem, liczyło się tylko to, aby jak najszybciej przyjechał do Stanów.
Nawet nie waż mi się teraz umierać Danielle. Nie będę się tłumaczył twojemu ojcowi.

~Michael~

        Samolot powoli unosił się w powietrze, kiedy uzgadniałem najważniejsze sprawy z moim asystentem. Telefon ze Stanów postawił mnie na równe nogi. Zupełnie nie interesowało mnie, że w samym środku dnia musiałem urwać się z pracy i wysłać na kilka ważnych spotkań mało doświadczonych ludzi. Ufałem, że wszystko pójdzie po ich myśli, a Christian da radę zapanować nad nimi wszystkimi. Najważniejsza w tamtym momencie była Danielle. Musiałem jak najszybciej dostać się na miejsce, żeby dowiedzieć się, co stało się mojej córce.
         Owszem, byłem bardzo zdziwiony kiedy zupełnie nieznany mi chłopak, w dość chaotyczny sposób zaczął opowiadać mi o tym, co miało miejsce. Nigdy nie podejrzewałbym, że moja była żona mogłaby w tak podły sposób traktować Dan. Jestem prawie pewien, że duży wpływ na to miał nasz rozwód.
          Zacisnąłem mocno pięści na podłokietnikach. Już dawno chciałem zabrać Danniele do siebie. Ze mną miałaby lepszą przyszłość. Teraz cholernie żałuję, że tak długo z tym zwlekałem, a moja córka przez cały ten czas przechodziła przez piekło.
          Westchnąłem cicho opierając głowę o fotel, tępo wpatrując się w malutkie okienko. Machnięciem ręki odesłałem stewardessę, nie mając ochoty na jakiekolwiek jedzenie. Przerzucałem telefon z ręki do ręki, przypominając sobie słowa chłopaka. Liam - jak się przedstawił - znalazł Dan w domu, całą pobitą i poranioną. Nawet nie chcę myśleć o tym co by się stało, gdyby w porę się tam nie zjawił.
           Ponownie wybrałem numer do Liama, wpadając nagle na pomysł. Wspominał o kłopotach z paparazzi, oraz ciekawskimi ludźmi podającymi się za pacjentów. Mam nadzieję, że kiedy tam przyjadę, całe zamieszanie już ucichnie.

*********
Odcinek pisany na zmianę z Jesicą xD
Pojawił się w końcu tata Dan, zadowoleni z takiego obrotu sprawy? 
Yep, odcinków nie było od 3 tygodni - baaaaaardzo przepraszam. Postaramy się już dodawać je normalnie ;)
Limitu komentarzy nie ma, aczkolwiek, jeżeli są jacyś chętni - dobrym słowem nie pogardzę :D
UWAGA CHAMSKA REKLAMA!

Zapraszam na CONTRACT
:)

piątek, 25 września 2015

Chapter Twelve


********

          Siedziałam na łóżku w swoim pokoju i nie mogłam uwierzyć, że to, co stało się zaledwie dwa dni temu, naprawdę miałam miejsce. Cały czas musiałam szczypać się po ręce, żeby uświadomić się w przekonaniu, że nie przebywałam w jakimś przepięknym śnie, który był spełnieniem kilku z moich najskrytszych marzeń. Owszem, cholernie żałowałam, że moja anonimowość skończy się w momencie, w którym opowiadanie zostanie udostępnione na stronie zespołu.
          Poczułam nieprzyjemne dreszcze, przechodzące wzdłuż mojego kręgosłupa. Miało to nadejść naprawdę w niedługim czasie, ponieważ już dzisiaj w nocy, około godziny dwudziestej pierwszej. Nerwowo popatrzyłam na zegarek i podniosłam się z siedzenia, ruszając do kuchni. Musiałam się czegoś napić. Suchość, jaką miałam w ustach doprowadzała mnie wręcz do szału. Nie obchodziło mnie nawet to, że spotkam po drodze matkę. Mogła sobie być, mam teraz znacznie ważniejsze problemy na głowie niż jej ciężka ręka.
Na przykład to, że świat w końcu pozna moją twarz.
          Zeszłam szybko ze schodów. Moje puchate skarpety ślizgały się na nich, przez co musiałam nieco zwolnić swojego kroku, żeby przypadkiem nie rozłożyć się na środku pokoju i nie dać swojej rodzicielce powodów do naśmiewania się ze mnie, czy rzucania w moim kierunku tych złośliwych komentarzy, których tak cholernie nienawidziłam. I bez nich wiedziałam, jak bardzo beznadziejna jestem.
          Zatrzymałam się w miejscu, słysząc głośne krzyki matki, kierowane pod adresem jakiegoś faceta. Zatrzymałam się przed wejściem do salonu i przycisnęłam plecy do ściany, wzrok nakierowując na tę stojącą na przeciwko mnie. Nie mieliśmy żadnych gości, przez co domyśliłam się, że kobieta musi rozmawiać z kimś przez telefon. Starałam się nie wydawać żadnych szmerów, żeby móc podsłuchać jak najwięcej.
- Jesteś głupim, skretyniałym idiotą, jeżeli myślisz, że oddam ci Danielle tak łatwo. Ona jest moja i tylko moja, rozumiesz to, do cholery?! - zacisnęłam dłonie w pięści, odchylając nieznacznie głowę do tyłu. Przymknęłam powieki. Ktoś o mnie walczył. Chciał mnie wyrwać z tego piekła. Istniała szansa, że w końcu będę mogła żyć normalnie, a nie jak prywatna niewolnica własnej matki.
Cholera, zgadzam się tu i teraz!
- Miałeś swoją szansę, dwa lata temu, przy rozwodzie. Nie skorzystałeś z niej, a później zerwałeś kontakt ze swoją córką. Nic już nie jesteś w stanie zrobić - zasłoniłam usta dłonią, domyślając się, że rozmawia z moim tatą. On naprawdę chciał o mnie zawalczyć? Zależało mu na tym, żeby zmienić moje gówniane życie na coś znacznie lepszego?
Dlaczego wcześniej do niego nie zadzwoniłam? Dlaczego tak szybko poddałam się i pogodziłam z okrutnym losem, mając ratunek na wyciągnięcie reki?
- Uważam tę rozmowę za zakończoną. Możesz walczyć. I tak nic tym nie wskórasz - usłyszałam jak matka odkłada mało delikatnie komórkę na szklany stolik do kawy. W jednym momencie zapomniałam o tym, po co wyszłam z pokoju. Rzuciłam się biegiem z powrotem do swojego królestwa.
         Niestety. Wypolerowana podłoga zdecydowanie nie była po mojej stronie. Pośliznęłam się i gdyby nie to, że wysunęłam do przodu ręce, uderzyłabym zębami o schody. Usłyszałam, jak matka zrywa się do biegu, żeby sprawdzić co robię. Nie czekałam na nią. Bałam się tak cholernie tego, co było nieuniknione. Podniosłam się i ponownie ruszyłam do pokoju biegiem. W ostatnim momencie weszłam do niego, i zamknęłam się w nim od środka. Wdrapałam się na łózko, od razu wciskając plecy w kąt i chowając się pod kołdrą. Po drodze zgarnęłam telefon. Weszłam w ostatnie kontakty i zadzwoniłam, nawet nie patrząc na numer.
- Słucham - zdziwiłam się, słysząc zaspany głos Liama po drugiej stronie.Cholera, zapomniałam, że kontaktowali się ze mną przed przyjściem po umowę. Trudno, jest już za późno, żeby zmieniać pomoc.
- Li proszę cię przyjedź do mnie, ona mnie zaraz zabije - załkałam. Tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, w którym momencie zaczęłam płakać. Usłyszałam, jak wstaje najprawdopodobniej z łóżka i zaczyna się zbierać.
-Co się stało Danielle? - jego spanikowany głos został całkowicie zagłuszony przez uderzenia, przez które moje drzwi trzęsły się we framugach. Zasłoniłam usta dłonią i zaszlochałam cicho wiedząc, że mojej matce na pewno uda się je wyważyć. W końcu była policjantką, umiała robić takie rzeczy.
- Otwórz to cholerne wejście ty mała suko! Dobrze wiesz, że i tak cię dopadnę - wiedziałam również, że mój koniec jest bliski. Mogłam się jedynie modlić, żeby Liamowi udało się przyjechać przed spaleniem moich zwłok.

Liam

          Byłem szczerze zdziwiony telefonem od Danielle. Na początku wydawało mi się, że będzie chciała zrezygnować z kontraktu z powodu jej zdjęcia, ale było to niestety niemożliwe. Modest! kazałby jej zapłacić ogromną sumę pieniędzy. Odebrałem, żeby upewnić się, że to właśnie o to chodziło. Byłem zaspany, ale to szybko odeszło, kiedy po drugiej stronie słuchawki usłyszałem łamiący się głos ciemnowłosej.
          Natychmiast poderwałem się ze swojego łóżka, czym obudziłem Nialla. Nie przejmowałem się tym. Z Danielle działo się coś naprawdę złego i musiałem to powstrzymać, zanim doszłoby do prawdziwej tragedii. Zignorowałem natarczywe pytania blondyna o to, dokąd wybieram się o tak później porze, zgarnąłem kluczyki od samochodu i zbiegłem po schodach, nie chcąc czekać na windę. Szybko wsiadłem do pojazdu, od razu odpalając silnik. Nie miałem nawet chwili do stracenia, bo wiedziałem, że Jones nie zadzwoniłaby, gdyby nie potrzebowała ratunku.
          Zatrzymałem się przed jej domem, po drugiej stronie ulicy. Podszedłem do drzwi, od razu w nie pukając. Zmarszczyłem brwi, kiedy po drugiej stronie upadło coś szklanego. Drewniana powłoka otworzyła się na oścież, ukazując wysoką kobietę. Była bardzo podobna do Dan, domyśliłem się więc, że musiała być jej matką. Wygładziła rozczochrane włosy i przybrała obojętny wyraz twarzy.
- Jeżeli jesteś znajomym Danielle, możesz już opuścić teren posesji. W innym wypadku zadzwonię na policję - zakomunikowała sucho. Zmarszczyłem jeszcze mocniej czoło. Nie rozpoznała mnie. Przechyliłem się nieznacznie w lewo. Byłem od niej o pół głowy wyższy, dzięki czemu mogłem zerknąć ponad jej ramieniem do wnętrza budynku.
- Dan zadzwoniła do mnie cała zapłakana. Przyszedłem sprawdzić, co się z nią stało - wyprostowałem plecy, chcąc pokazać kobiecie, że jej słowa w cale nie zrobiły na mnie wrażenia. Musiałem najpierw zobaczyć, czy z dziewczyną wszystko w porządku, dopiero później mogłem wrócić do hotelu, a rano - Londynu.
- Nie ma jej już w domu - prychnęła pod nosem i chciała zamknąć mi drzwi przed nosem, ale zanim to zrobiła dostrzegłem drobne ciało, leżące u szczytu schodów, znajdujących się na wprost od wejścia. Natychmiast pchnąłem drewniany prostokąt, po czym bezpardonowo wtargnąłem do środka i wbiegłem na piętro.
          Byłem więcej niż przerażony, kiedy drżącym ciałem okazała się cicho płacząca Danielle. Wziąłem ją ostrożnie na ręce. Szatynka natychmiast otworzyła szeroko oczy i popatrzyła na mnie przerażonym, sarnim wzrokiem. Wymusiłem lekki uśmiech, chociaż w cale tego nie chciałem. Jej twarz była cała posiniaczona i poprzecinana w wielu miejscach. Teraz już wiedziałem, co strąciło szklany wazon, którego odłamki walały się po całym piętrze. Na szczęście dziewczyna nie zaczęła się wyrywać, tylko wtuliła się we mnie. Zszedłem szybko na dół. Ominąłem wściekłą kobietę i podszedłem do swojego samochodu.
          Otworzenie tylnych drzwi i położenie Danielle na siedzeniach było jednym z trudniejszych zadań, jakie miałem w życiu. Kiedy w końcu mi się to udało i przy okazji nie zrobiłem jej żadnej krzywdy, odpaliłem silnik i ruszyłem w kierunku centrum miasta, mając cichą nadzieję, że po drodze minę jakiś szpital, a nie radiowóz, zajmujący się pomiarem prędkości i wyłapywaniem piratów drogowych.

Danielle

         Czas, w którym czekałam na ratunek ze strony Liama był niczym lepszym jak piekłem. Moja matka bezlitośnie rzucała mną po całym domu i wyzywała od najgorszych. Błagałam ją, żeby przestała. Obiecywałam, że już nigdy więcej nie skontaktuję się z ojcem. Przysięgałam, że postaram się lepiej sprzątać dom i wykonywać swoje obowiązki. Jednak ona mnie nie słuchała. Powtarzała tylko, że jestem wredną, zdradziecką żmiją, która w ogóle nie powinna się urodzić. Jestem pewna, że wtargnięcie Payne'a jedynie pogorszyło moją sytuację. Natychmiast poruszyłam się na tylnych siedzeniach jego samochodu.
- Muszę wrócić do domu - wymamrotałam, otwierając oczy. Podparłam się na jednej ręce, automatycznie krzywiąc mocno, kiedy poczułam kłujący ból, rozchodzący się wzdłuż prawego ramienia. Pamiętam, że dość mocno uderzyłam nim o ścianę.
- Nie, musisz teraz pojechać do szpitala, żeby później móc przeprowadzić się do swojego ojca - mruknął cicho, patrząc na mnie w lusterku wstecznym. Zmrużyłam powieki, kiedy światła ulicznych latarni zaczęły mącić mi w głowie. Poczułam zawroty, które spowodowały nieprzyjemne nudności. - Tylko mi tutaj teraz nie wymiotuj. Już i tak będę musiał wyczyścić tapicerkę z twojej krwi - westchnął ciężko, odwracając spojrzenie na drogę. - Modest! mnie zabije - dodał jeszcze półszeptem.
- W takim razie nie rozumiem, po co po mnie przyjechałeś. Same z tym kłopoty - westchnęłam, kładąc głowę z powrotem na siedzeniach. Miałam dość. Czułam, że słabnę. Liam pewnie tgo nie zauważył, ale z tyłu głowy miałam głęboką ranę, która obficie krwawiła.
- Słyszysz siebie samą? - zaśmiał się gorzko. - Gdybym nie przyjechał, to ta kobieta najprawdopodobniej by cię zabiła - syknął, zaciskając zęby.
- Nikt by na tym nie stracił - mruknęłam pod nosem.
             Po moich słowach w samochodzie zapanowała cisza. Słyszałam jedyne ciche dźwięki, wydawane przez radio, ustawione na stację z jakimiś rockowymi kawałkami. Nie byłam w stanie myśleć. Mózg bolał mnie coraz bardziej, a obrazy dookoła nieprzyjemnie się rozmazywały. Poczułam, jak coś spływa po moim policzku. Dotknęłam tego i popatrzyłam na opuszki palców. Krew. Z nosa zaczęła cieknąć mi krew.
- Danielle? - usłyszałam przez mgłę głos Liama. Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Wydaje mi się, że właśnie w tamtym momencie zemdlałam...

 ~*~
Da bum tss!
Tak, dzisiaj wita się z wami Jesica Evans ;d
Rozdział napisałam w rekompensacie za to, że ostatnio zostawiłam Charlie samą sobie. Naprawdę nie miałam czasu, a dziś usiadłam przed komputerem tylko dlatego, że poszłam spać po szkole i obudziłam się dopiero o dwudziestej, przez co nie chciało mi się już siadać do lekcji.
Tak na marginesie. Wróżę sobie świetlaną przyszłość w II liceum. Od pierwszego września zdążyłam już dostać dwie szmaty i zgłosić trzy enki. Nic poza tym xd
Mało ważne.
Trochę długi mi ten rozdział wyszedł. Mam jednak nadzieję, że przypadł wam do gustu i wyrazicie swoje opinie - zarówno te pozytywne jak i nie :)
Pozdrawiam i dobranoc,
Evansik xox

sobota, 19 września 2015

Chapter Eleven


*********

        Papiery leżące na moim biurku raziły oczy za każdym razem kiedy na nie spojrzałam. Bałam się je przeczytać, a co gorsza bałam się zgodzić na propozycję chłopaków. Jasne, że kochałam pisać, ale nie miałam pojęcia czy koniecznie widziałam siebie w roli pisarki. Do tego trzeba było mnóstwa czasu, cierpliwości i kreatywności, a ja nie miałam żadnego z nich.
         Westchnęłam głośno, chwytając umowę i chowając ją do szuflady. Wolałam aby mama nie dowiedziała się o niej - nie wiadomo co mogłoby wpaść jej do głowy. Na pewno nie pozwoliłaby na to, abym zajęła się pisaniem, tym bardziej pisaniem fanfików o zespole, o którym nawet nie miała pojęcia. Rzuciłam się na łóżko, wygrzebując spod pleców mój telefon. Chciałam zając się czymś przyjemnym i oderwać się na chwilę od problemów. Przesunęłam palcem po ekranie, spoglądając na zapełnioną pocztę. Leniwie dotknęłam jego z maili, poprawiając się i czytając najnowsze komentarze.
''Mia i Zayn są tacy hajdbsaiuqdqhjb! Błagam niech się w końcu zejdą, to aż boli, kiedy czytam, że są nadal osobno... A co do Twojego pytania, to masz racje, nie powinnaś tolerować tego, że ktoś bezczelnie kopiuje Twoja pracę. Nie martw się, zajmiemy się tym! Życzę weny i czekam na następny!''
          Uśmiechnęłam się do siebie, czytając te wszystkie komentarze. Wierzyłam w to, że moi czytelnicy zawsze będą ze mną i pomogą rozwiązać mi wiele problemów. Przygryzłam wargę, powoli odwracając wzrok w kierunku szuflady. Może powinnam się zgodzić? Przecie to tylko i wyłącznie dzięki nim ktoś tak wysoko postawiony zauważył moją pracę.
          Westchnęłam ciężko, przerzucając wzrok na ścianę. Nie podobało mi się to, że żeby spełnić swoje marzenia musiałam najpierw powiedzieć o nich matce. W końcu to właśnie ona była tą osobą, która chciała je wszystkie zniszczyć. Podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je ramionami, zaczynając kołysać się w te i z powrotem. Zawsze tak robiłam, gdy musiałam porządnie zastanowić się przed podjęciem jakiejś decyzji. Zmarszczyłam brwi, wpadając na jeden, całkiem niegłupi pomysł.
          Co gdybym poprosiła tatę o pomoc. Sąd nigdy nie orzekł, kto miał się mną opiekować. Przynajmniej ja pamiętam tylko sprawę rozwodową. Co za tym idzie, on w dalszym ciągu był moim prawnym opiekunem i mógł podejmować decyzje o moim wychowaniu. Szeroki uśmiech, który nieoczekiwanie pojawił się na mojej twarzy szybko jednak zniknął, a mnie dopadła rzeczywistość. Gdyby tatę przejmowało to, co się ze mną dzieje na pewno zaprosiłby mnie do swojego nowego życia, a nie ignorował przez kilka ostatnich lat.
W ten właśnie sposób wracam do punktu wyjścia...
          Westchnęłam ciężko, doskonale wiedząc, jak to wszystko się skończy. Odeślę dwóch członków One Direction z kwitkiem. Zamiast zastanawiać się, co zrobić, żebym mogła skorzystać z ich oferty, powinnam pomyśleć nad tym, co powiedzieć, żeby mnie nie znienawidzili.
          Podniosłam się z łóżka i zeszłam do kuchni. Musiałam się czymś zająć, żeby nie zaprzątać sobie myśli tą cholerną umową. Myśl, że stracę szansę do zaistnienia tylko dlatego, że do osiemnastych urodzin zabrakło mi kilka miesięcy, bolała.
          Otworzyłam lodówkę i pobieżnie zmierzyłam wzrokiem wszystkie produkty, jakie się w niej znajdowały. Powoli sięgnęłam po jabłko, wgryzając się w nie i wpatrując się w pusta ścianę naprzeciwko mnie. Żałowałam że nie urodziłam się kilka miesięcy wcześniej i nie mogę decydować o sobie. Gdyby nie to ze Niall i Liam są najrozsądniejsi z zespołu, pewnie próbowałabym jakoś obejść tę zasadę. Wygląda na to, że wszystko było przeciwko mnie.
          Kolejne godziny upłynęły mi na sprzątaniu domu i przygotowywaniu wszystkiego na powrót mamy. Wolałam przygotować się wcześniej niż potem znosić kolejne wyzwiska przez moje lenistwo. W końcu - po kilku godzinach bezustannego szorowania, zmęczona opadłam na kanapę, chcąc odpocząć przez kilka sekund.
A może warto jednak spróbować...
          Powoli odblokowałam ekran telefonu, wahając się przy wyborze numeru. Ciąg cyfr jednak pojawił się zbyt nagle i zanim zdążyłam zrezygnować, po drugiej stronie ktoś podniósł słuchawkę...
-Oui?*- przełknęłam ślinę, czując jak głos zamiera mi w gardle -Qui a dit?** - Francesca.
- Francesca... - jęknęłam. Na kilka sekund zaległa cisza, a po chwili usłyszałam radosny głos kobiety:
- Danielle! Dziecko drogie, dlaczego tak długo się nie odzywałaś? Czekaj, już wołam Michaela. Michael!- mimowolnie na moje usta zawitał delikatny uśmiech.
          Francesca zawsze traktowała mnie jak swoje dziecko. Była moją przyjaciółką, mogłam jej powiedzieć o wszystkim... no, prawie wszystkim. Gdyby wiedziała co się dzieje, bez wątpienia musiałabym wylecieć do Francji. Mimo, że to byłoby zdecydowanie dla mnie lepsze, nie chciałam tego.
- Dan, to ty?- skinęłam głową, zapominając na moment, że tata mnie nie widzi. Szybko się poprawiłam. - Co słychać u ciebie? Stało się coś?
           To był doskonały moment, by powiedzieć tacie co się dzieje naprawdę u mnie w domu. Wiedziałam, że nie zostawiłby tego bez podjęcia odpowiednich kroków. Mimo wszystko nie chciałam przeprowadzać się do Francji - co było niemal pewne. Wolałam poczekać jeszcze kilka miesięcy, a w dniu kiedy będę pełnoletnia, wyprowadzić się od mamy. Wcześniej jednak musiałam znaleźć pracę, aby mieć pieniądze na utrzymanie. Zgaduję, że moje konto bankowe, utworzone przez tatę zostało zamknięte.
- Nie wszystko okej - skłamałam. Odgarnęłam włosy z czoła, szykując się do wypowiedzenia kolejnego zdania. - Tato... potrzebuję twojej pomocy. A dokładniej... twojego podpisu.

~*~

         Z niedowierzaniem wpatrywałam się dokument, gdzie widniał podpis ojca. Kontrakt został podpisany przez jednego z rodziców, a ja mogłam zacząć współpracować z One Direction. Czy byłam zadowolona z tego faktu? Określenie przerażona bardziej pasowało. Nie miałam pojęcia jak to będzie wyglądać, jak zareagują ludzie albo media. Nie miałam doświadczenia z show biznesem, a ngle z dnia na dzień miałam być jego częścią. To wszystko napawało mnie lękiem.
         Schyliłam się, podając papier drżącą ręką. Chwilę później znajdował się w posiadaniu zespołu, który od dzisiaj mógł decydować o wszystkim co było związane z moim blogiem.
Nie tego własnie chciałaś?
- Świetnie! - Niall entuzjastycznie klasnął w dłonie, wrzucając dokument do teczki. W jego niebieskich oczach lśniły radosne ogniki. Wyglądał jak małe dziecko, któremu obiecało się wyjście do wesołego miasteczka. - Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę!
          Uśmiechnęłam się, przenosząc wzrok na Liama. Chłopak wystukiwał coś na swoim laptopie, a po chwili obrócił go w moją stronę.
- Tutaj - ruszył kursorem skupiając uwagę na pustym polu - za kilka dni pojawi się nowa rubryka. Tam będzie odnośnik do twojego bloga w oryginale, pod spodem odnośnik do tłumaczeń. Na samym dole - strona zjechała na sam dół - będzie twoje zdjęcie i kilka słów. Nic wielkiego. Zgadzasz się?
- Czy moje zdjęcie musi tam być?- zapytałam cicho. Może jednak uda się tego uniknąć?
- Niestety, ale musi. Zgadzasz się?
            Westchnęłam cicho. Nie miałam wyboru - umowa została podpisana, a ja muszę się do niej dostosować.
- Zgoda.
Wygląda na to, że pora nacieszyć się ostatnimi chwilami anonimowości.

*********
* Tak?
** Kto mówi?
Tak, google tak bardzo pomocne ;-;

Bardzo przepraszam za tak długą nieobecność. Szkoła... 3LO, matura.... błagam zabijcie mnie :)

sobota, 1 sierpnia 2015

Chapter Ten


*******

~Liam~

          Moment, w którym w końcu stanęliśmy na płycie lotniska LAX w Los Angeles, był jednym z piękniejszych w moim życiu. Nie mam pojęcia dlaczego, ale strasznie źle zniosłem podróż. Przez całą drogę czułem nudności, a świat przed oczami nieustannie mi się kręcił. Chciałem po prostu usnąć, jednak jakieś wyjące dziecko skutecznie mi to uniemożliwiało. Przetarłem skronie, zamykając na kilka sekund oczy. Plecy strasznie mnie bolały. Spanie w fotelu najwyraźniej nie było najlepszym pomysłem. Jednak nie żałuję tego, w końcu ja mogłem spać na tylnych siedzeniach w samochodzie, a Niall musiał go prowadzić.
- Żałuję, że nie mogę zdjąć tej cholernej bluzy.Tutaj jest tak gorąco, że zaraz się roztopię - westchnąłem, chcąc rozpocząć jakąkolwiek konwersację ze swoim przyjacielem. Nienawidziłem, kiedy pomiędzy nami panowała zupełna cisza.
- Właśnie w takich momentach cieszę się, że nie mam żadnych tatuaży - zaśmiał się blondyn, nasuwając na oczy okulary przeciwsłoneczne i czapkę z daszkiem na głowę. - Przynajmniej jestem pewny, że żadna fanka nie rozpozna mnie po ''ramionach'' - poruszył brwiami, odbierając nasze torby i zarzucając sobie na plecy. Bez słowa ruszyłem za nim, unikając jakiegokolwiek kontaktu z osobami, które potencjalnie mogły być naszymi fanami. Wolałem aby cała nasza wyprawa tutaj, pozostała w tajemnicy. 
      Przed budynkiem było tak samo dużo ludzi, jak w środku. Westchnąłem zrezygnowany siadając na pobliskiej ławce, ignorując paplanie Nialla przez telefon. Wyglądało na to, że załatwiał nam transport do miejsca, gdzie mieliśmy spędzić kilka pobliskich godzin. Rozejrzałem się znudzony dookoła, chcąc znaleźć coś, co zaciekawi mnie choćby na kilka pobliskich minut. Zmrużyłem oczy skupiając wzrok na małej płaczącej dziewczynce siedzącej na krawężniku. Rączki miała przyciśnięte do oczu, a po zaróżowionych policzkach spływały łzy. Wyglądało na to, że była zupełnie sama - wokół niej nie kręcił się żaden dorosły.
     Niepewnie wstałem, powoli podchodząc do dziewczynki, przysiadając się do niej i ściągając kaptur z głowy. Nie chciałem, aby jeszcze bardziej się przestraszyła.
- Cześć - powiedziałem uśmiechając się. Blondyneczka skuliła się jeszcze bardziej, nie spoglądając w moją stronę. Pokręciłem głową poprawiając okulary. Zerknąłem do tyłu widząc Nialla odwróconego do nas plecami, nadal z telefonem przyciśniętym do ucha. - Gdzie twoja mama? Zgubiłaś się? - ponownie zwróciłem się do dziewczynki, modląc się w duchu o jakąkolwiek reakcję. Nie miałem pojęcia jak zachowywać się w stosunku do dzieci; to zawsze Niall albo Harry zagadywali naszych najmłodszych fanów. Uśmiechnąłem się szerzej, kiedy dziecko skinęło główką, przecierając załzawione oczka. Mogła mieć co najwyżej pięć lat. - Wiesz, byłoby łatwiej, gdybyś powiedziała mi jak się nazywasz.
     Dziewczynka powoli spojrzała na mnie, pociągając noskiem. Rozczuliłem się na ten widok, wyciągając z kieszeni bluzy chusteczki. Delikatnie wytarłem jej policzki, lekko ją łaskocząc. 
- Nazywam się Stella - wysapała śmiejąc się. Uśmiechnąłem się triumfalnie. - A to Niam.- powiedziała wskazując na leżącego obok niej misia. Zaskoczony spojrzałem na nią, nic nie rozumiejąc. 
- Niam? Jest takie... imię?- zapytałem niepewnie.
- Oczywiście, że jest! - żachnęła się. Zaśmiałem się cicho z jej oburzenia i gniewnego spojrzenia. - To połączenie imion Liasia i Nialla. 
     Pokiwałem głową zagryzając wargi, aby nie wybuchnąć śmiechem. Oczywiste było to, że Stella nie wiedziała kim byłem. Ponownie spojrzałem na przyjaciela, który przyglądał się nam teraz z zaciekawieniem. Machnąłem na niego dłonią, każąc się zbliżyć.
- A poznałaś kiedyś Nialla albo Liama?- mimo, że mieliśmy nikomu się nie zdradzać z naszą obecnością tutaj, chciałem ją uszczęśliwić. Co mogła zrobić mała dziewczynka? Przecież nie zacznie krzyczeć na całą ulicą kim jesteśmy. Na litość Boską, ma dopiero 5 lat! - A chciałabyś?- dodałem, kiedy pokręciła przecząco głową. Jej oczy rozbłysły z podekscytowania, energicznie kiwając główką. Spojrzałem znacząco na siedzącego obok nas Nialla, który po chwili ściągnął okulary.
     Z ust dziewczynki wyrwał się wesoły pisk, a w następnej sekundzie wisiała na szyi blondyna. Irlandczyk zaśmiał się, obejmując dłonią jej chude ciało i przyciągając do siebie. Rozejrzałem się, a kiedy zauważyłem ochroniarza lotniska, skierowałem się w jego stronę. Po kilku minutach mężczyzna przekazywał podstawowe informacje o wyglądzie dziewczynki przez interkom. Odetchnąłem z ulgą, wracając do pozostawionej samej sobie dwójki. Stella radośnie uśmiechała się do Nialla, ściskając mocno w swojej dłoni pluszowego misia. Na moją twarz mimowolnie wpłynął szeroki uśmiech, kiedy zadowolony chłopak założył na jej nosek swoje okulary, które oczywiście były o kilka rozmiarów za duże. Usiadłem obok nich, wpatrując się w swoje buty, czekając, aż rodzice dziewczynki pojawią się w zasięgu wzroku.
- Mama!- drgnąłem, kiedy blondyneczka nagle krzyknęła, wykręcając się w ramionach Nialla. Horan postawił ją na ziemi, a po chwili dziewczynka znalazła się w ramionach zapłakanej kobiety. Niepewnie podszedłem do nich znacząco chrząkając. Kobieta uniosła wzrok, chwytając małą pod paszki i unosząc.
- Nawet nie mam pojęcia jak wam dziękować...- powiedziała, z wdzięcznością w glosie. Kurczowo ściskała ciałko córeczki, jakby bała się, że  ponownie się zgubi - odwróciłam się tylko na chwilę, a zaraz potem już jej nie było. Jeszcze raz wam dziękuję.
- To nic takiego - Niall machnął ręką uśmiechając się. - Do zobaczenia Stella - mrugnął do dziewczynki, na co radośnie się zaśmiała. Pokiwałem głową kobiecie na pożegnanie, wracając do ławki i siadając na niej. - Samochód jest w drodze.
     Westchnąłem, opierając głowę na ręce. To był dopiero początek dnia, a ja już miałem dość.

~Danielle~

    Zaspana uniosłam głowę, tępo wpatrując się w ścianę przede mną. Rozejrzałam się po pokoju, próbując zlokalizować przedmiot, który wybudził mnie z mojego snu. Leniwie przeciągnęłam się, zamierając kiedy ponownie usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Tym razem dłuższy i bardziej natarczywy. Wywróciłam oczami, ostatecznie zsuwając się z łóżka i maszerując w kierunku drzwi. Zanim chwyciłam klamkę, dzwonek odezwał się kolejny raz. Zasłoniłam usta ręką, kiedy zaczęłam ziewać, ciągnąć klamkę do siebie i otwierając drzwi. Zmrużyłam oczy, próbując rozpoznać osobę dla której wstałam z ciepłego i miękkiego łóżka.
     Pierwsze co zauważyłam to dwie pary nóg, odziane w ciemne rurki. Leniwie podnosiłam wzrok, chcąc skupić się na twarzach nieznajomych. Zamrugałam oczami wyostrzając obraz i spoglądając jeszcze raz.
O kurwa. Mam halucynacje. 
- Co...?- wykrztusiłam, kiedy rozpoznałam dwóch chłopaków niedbale stojących przede mną. Niall Horan i Liam Payne. - Co się dzieje?
     Chłopcy wymienili się spojrzeniami, nerwowo przestępując z nogi na nogę.
- Danielle Jones?- Niall niepewnie zapytał. Skinęłam głową w odpowiedzi nadal zbyt zszokowana, aby cokolwiek powiedzieć.- Nas pewnie już znasz... jednak się przedstawimy. Niall Horan i Liam Payne - wskazał najpierw na siebie a potem na chłopka obok. - Chcieliśmy porozmawiać i być może złożyć pewną propozycję. Można? - spojrzał w głąb domu, dając mi tym samym do zrozumienia, że chcieliby wejść do środka.
     Odsunęłam się wpuszczając ich i dokładnie zamykając drzwi. Cieszyłam się, że wczoraj wysprzątałam cały dom, a mama miała spóźnić się dwa dni. Przynajmniej dwa problemy mam z głowy.
     Salon wydawał się w obecnej chwili dziwnie mały, kiedy naraz znalazły się w nim trzy osoby. Zacisnęłam dłonie, niemo wpatrując się w chłopaków, którzy cicho uzgadniali coś między sobą. Zmrużyłam oczy, nieznacznie chrząkając, aż Liam powoli uniósł głowę i uśmiechnął się pocieszająco.
- Danielle...- chrząknął - Nie jesteśmy tutaj bez powodu, jednak skoro nadal nie masz osiemnastu lat... nie możemy niczego ci zaproponować bez obecności twoich rodziców.- powiedział ze współczuciem. Uniosłam brew zaciekawiona, kręcąc głową.
- Mama będzie za dwa dni, równie dobrze możecie powiedzieć mi teraz o co chodzi. - mruknęłam zakładając dłonie na piersi. - Czym sobie zasłużyłam na wizytę dwóch członków One Direction?
      W oczach Nialla dostrzegłam błysk rozbawienia. Wywróciłam oczami, czekając, znacząco patrząc na Liama. Payne podrapał się po karku w końcu kiwając głową na zgodę. Opadł na kanapę, jednocześnie rzucając na stół czarną teczkę. Powoli podniosłam ją, otwierając i spoglądając na leżące tam papiery.
- Chcemy, aby twoja historia była oficjalnym opowiadaniem o One Direction - usłyszałam, kiedy czytałam pierwszą stronę.
To chyba jakiś pieprzony żart.
         

*********
Przepraszam, że odcinka nie było tydzień temu.
Charlie przeprasza, że nie było go tydzień temu, a ja za to, że stało się to głównie z mojej winy. mam nadzieję, że wybaczycie. Czasami są w życiu sprawy ważniejsze od bloggera. Po prostu.

15 komentarzy = next!

sobota, 18 lipca 2015

Chapter Nine


*******

- Mówiłem to dzisiaj kilka razy i powtórzę jeszcze raz: jesteś idiotą Paul - syknąłem do telefonu, przerywając mężczyźnie w pół słowa. Zdenerwowany zacisnąłem palce na aparacie, starając się opanować, jednak mimo moich starań czułem, że lada chwila wybuchnę. Skupiłem się na bezsensownym tłumaczeniu managera, przygryzając wargę tak mocno, aż poczułem metaliczny posmak krwi. - Nie obchodzi mnie to, Paul! Najzwyczajniej w świecie podałeś nam nie ten adres! To nawet nie jest ten sam kraj! - sapnąłem.
       Razem z Niallem spędziliśmy kilka ostatnich godzin, aby dotrzeć na drugi koniec Anglii, gdzie mieliśmy się spotkać z autorką opowiadania, które zostało nam zaprezentowane w ostatnich dniach. Jak zwykle bywa w naszym przypadku, coś nie wypaliło, tylko tym razem, nie było tutaj ani krzty naszej winy. Owszem, na miejscu czekała na nas dziewczyna, która - jak się potem okazało - tylko tłumaczyła je na język angielski. Prawdziwa autorka bloga mieszkała w Stanach, gdzie niezwłocznie mamy się udać.
       Zza moich pleców, dobiegł mnie cichy chichot Nialla i Madison - ta dwójka znała się zaledwie dwie godziny, a już znaleźli wspólny język. Odwróciłem się w ich stronę, groźnie mierząc ich spojrzeniem, na co wzruszyli ramionami. Moje zdenerwowanie najwyraźniej ich bawiło.
- Daj spokój Liam, każdemu się zdarza - burknął Paul, szybko stukając w klawisze. Wywróciłem oczami, powstrzymując się od komentarza, który cisnął mi się na usta. Oh, więc nasz manager może się mylić, wysyłać nas nie wiadomo gdzie i marnować nasz czas na zadupiu, kiedy my nie możemy się nawet potknąć na scenie? - Rezerwuje wam loty do USA. Gdzie dokładnie ta dziewczyna mieszka?
- Los Angeles - mruknąłem, ściskając nasadę nosa. Chciałem jak najszybciej pozałatwiać wszystkie sprawy związane z promocją i zaszyć się w swoim pokoju z butelką piwa w ręce i maratonem "Przyjaciół" na płycie. Dodatkowo irytował mnie fakt, że musieliśmy załatwić to osobiście, podczas gdy osoby odpowiedzialne za nasz PR grzały sobie tyłki na Hawajach, albo na jakiś innych wyspach. Jasne, chciałem poznać dziewczynę, która napisała to opowiadanie, ale w całkowicie innych warunkach. Już bez umów, papierków i innych tego typu bzdetów. Tylko czyste, kulturalne spotkanie. Zapoznawcze, jak nazywa je Harry.
- Dobra mam. Wylądujecie na lotnisku LAX, samolot macie za dwie godziny, a adres - tym razem ten prawidłowy - prześle Niallowi na telefon - powiedział w końcu.
- Wykluczone, oglądałeś telewizję? Oberwanie chmury, nie wyjedziemy stąd. Zamknęli ulice, co najmniej do jutra. - rzucił Niall, wyrywając mi telefon z dłoni. Jęknąłem cicho, opadając na fotel i chowając twarz w dłonie. Nawet pogoda było przeciwko nam.
       Rozejrzałem się po salonie, dopiero teraz zauważając jego prosty, ale nowoczesny wygląd. Przypominał mi w niewielkim stopniu mój dom rodzinny - brakowało mi tylko krzątającej się po kuchni mamy i zapachu cynamonowych ciasteczek unoszący się w powietrzu.
       Westchnąłem zrezygnowany, kiedy za oknem na kilka sekund się rozjaśniło, a następnie nastąpił huk. No tak, co to za ulewa, bez porządnej burzy?
- Załatwione. Lot mamy jutro o jedenastej rano. Teraz musimy znaleźć jakiś hotel, aby przenocować - zawołał blondyn oddając telefon. Dźwignąłem się z fotela, zgarniając kurtkę i ubierając ją. Przeklinałem swoją arogancję za odczepienie od niej kaptura, przez co teraz nie miałem żadnej ochrony przed porowatym deszczem. - Dziękujemy ci Madison za wszystkie informacje i przepraszamy za to całe zamieszanie.
       Dziewczyna machnęła roześmiana ręką, odprowadzając nas do drzwi i wskazując drogę do najbliższego hotelu. Wystarczyło przejść dwie ulice, które niestety musieliśmy przebiec, aby się tam znaleźć. Auto zostało na podjeździe Madison - odebrać mieliśmy je jutro.
     Tak jak mówiła dziewczyna, po chwili wyłonił się przed nami szyld hotelu. Niepewnie weszliśmy do środka, rozglądając się po wnętrzu i szukając wzrokiem jakiegokolwiek pracownika. Zrezygnowany podszedłem do kontuaru, naciskając mały, złoty dzwoneczek. Po dość długim czasie (i kilkunastu uderzeniach w ten cholerny dzwonek) zza zakrętu wyłonił się starszy, gruby mężczyzna. Ociężale podszedł do kontuaru, niemrawo się uśmiechając. Zacisnąłem dłoń w pięść, dostrzegając w jego oczach błysk.
- W czym mogę panom pomóc? - zapytał, zacierając ręce. Warknąłem niemiło, wyczekująco na niego patrząc. Czego może chcieć dwójka, przemoczonych do suchej nitki facetów?
- Liam, opanuj się - Niall szturchnął mnie w plecy, po czym spojrzał na prawdopodobnie właściciela - Dwa pokoje jednoosobowe, na jedną noc.
       Mężczyzna zacmokał niezadowolony, kręcąc głową. Wstukał coś na klawiaturze, ponownie na nas spoglądając.
- Niestety, ale mamy wolny tylko jeden pokój i to właściwie jednoosobowy. Możemy wstawić drugie łóżko, za oczywiście odpowiednią zapłatą - uśmiechnął się znacząco patrząc na wypchany, czarny portfel Nialla. Zagotowało się we mnie, jednak ostrzegawcze spojrzenie blondyna sprawiło, że jedynie zacisnąłem mocniej usta. - To jak będzie?
- Niech pan da ten cholery pokój. Żadnego dodatkowego łóżka - splunąłem, ignorując spojrzenie przyjaciela. Facet zachłysnął się powietrzem, jednak posłusznie podał nam klucz i zażądał zapłaty. Chwyciłem metal w dłonie, wchodząc po schodach na kolejne piętra. Chwilę później poczułem na plecach oddech Nialla.
       Znalezienie właściwego pokoju, nie zajęło nam sporo czasu. W końcu drzwi z cyfrą "32" stanęły przed nami otworem. Pokój nie był duży, pomieścił łóżko jednoosobowe, szafę, telewizor i fotel. Bez słowa opadłem na jedyne siedzenie w tym pomieszczeniu, odstępując przyjacielowi łóżko. Musiał się wyspać - to on w końcu prowadzi nasze auto.
       Irlandczyk zamknął się w łazience, krzycząc, abym odebrał wózek z jedzeniem. Byłem pewny, że facet zza kontuaru policzył sobie dwukrotnie za podesłanie nam późnego obiadu. Stary zgred.
       Chwyciłem pilot, uruchamiając telewizor, starając się znaleźć coś, co mogłoby mnie zainteresować. Niestety, oprócz prognoz pogody, wiadomości i powtórek serialu, nie było nic ciekawego. Odłożyłem pilot tępo wpatrując się w reporterkę mówiącej o spadkach notowań na giełdzie. Na szczęście kilka minut później rozległo się pukanie do drzwi. Ociężale podniosłem się z miejsca, otwierając je i dobierając wózek z jedzeniem. Uderzyłem dłonią w ścianę łazienki, każąc Niallowi się pospieszyć. Chwilę później oboje leżeliśmy na podłodze jedząc naleśniki.
- Hej, Liam... - spojrzałem na chłopaka, siłującego się z butelką napoju. - Kiedy ty wrzeszczałeś na Paula, Madison powiedziała mi kilka ciekawych rzeczy na temat... eee... Jak jej było? Danielle?
- spojrzał na mnie niepewnie. Skinąłem głową, zachęcając go do dalszego mówienia. Blondyn wyprostował się, wyciągając przed siebie palce prawej dłoni i chwytając się za jeden z nich - Dobra. Po pierwsze - zgiął go - dziewczyna jest Polką i mimo, że mieszka w USA pisze po polsku, aby nie zapomnieć ojczystego języka - pokiwałem głową rozumiejąc. - Po drugie - zgiął kolejny palec - Ma 17 lat. - uniosłem brwi w zaskoczeniu. Dziewczyna nie była nawet pełnoletnia, brakowało jej czterech lat!* - A więc co za tym idzie... Chodzi do szkoły. Prawdopodobnie kiedy tam przylecimy, będzie już po, ale nic nie wiadomo - dodał po chwili. Przygryzłem wnętrze policzka, gorączkowo myśląc. Skoro ma dopiero 17 lat, zgodę na naszą współpracę będą musieli podpisać jeszcze jej rodzice. Czyli dodatkowa robota. - I ostatnia rzecz - Niall zgiął trzeci palec - Danielle jest strasznie nieśmiała. Będzie z tym mały problem.
- Wygląda na to, że napotykają nas same problemy - mruknąłem kładąc się na plecach i zakładając ręce za głowę. - Najpierw pomyliliśmy dziewczynę, potem ta pogoda... Zaczynam wątpić czy dobrze robimy jadąc tam - przyznałem.
- Daj spokój, w końcu sam nalegałeś na tą współpracę. Poradzimy sobie, zobaczysz. To tylko podpisanie kilku papierów. Na twoim miejscu zastanawiałbym się czy laska nie jest jedną z tych "szalonych" Directionerek. Nie chciałbym jej ratować, gdyby zemdlała.
       Zaśmiałem się na sposób w jaki to powiedział. Miał rację. Dziewczyna miała ogromny talent, a tego nie wolno było nam zmarnować.
       Uniosłem się na ramionach, zerkając na przyjaciela. Cieszyłem się, że to właśnie jego wziąłem na tę szaleńczą wyprawę. Co prawda mogłem wziąć Zayna (mimo, że od samego początku był przeciwny temu pomysłowi), jako głównego bohatera, jednak wizja naszej dwójki razem nie spodobała się zarządowi. Razem byliśmy bandą popapranców, nie wiadomo co strzeliłoby nam do głów. Kazano nam ograniczyć jakiekolwiek szkody do minimum.
- Idę pod prysznic, a ty idź spać - powiedziałem widząc jak Irlandczyk powoli zasypia. - Zajmujesz łóżko - dodałem po chwili groźnie na niego patrząc.
- Ale Liam... Ty nie masz...
- Cicho, ja mam fotel. Bez dyskusji, Niall. To ty jesteś kierowcą, musisz odpocząć, jeżeli mamy dojechać na lotnisko żywi - zaśmiałem się, biorąc czysty ręcznik i zamykając się w łazience. Dopiero, kiedy usłyszałem charakterystyczne skrzypienie sprężyn, uginające się pod ciałem chłopaka, zająłem się sobą.

~*~

       Niall głośno chrapał, podczas kiedy ja przewracałem się na fotelu. Mimo zmęczenia nie mogłem zasnąć i nie była to wina Irlandczyka. Moje myśli zaprzątała Danielle, obawiałem się tego jak zareaguje na nasz widok. Pomimo obietnicy Paula, że wcześniej poinformuje nastolatkę o całej sprawie, miałem pewne obawy.
       Westchnąłem wstając z niewygodnego fotela, po czym podszedłem do okna. Deszcz nadal padał, jednak w mniejszym natężeniu niż wcześniej. Istniała więc spora szansa, że rano powita nas delikatna mżawka. Przygryzłem wnętrze policzka, niepewnie spoglądając na przyjaciela, a kiedy upewniłem się, że ten śpi i nie ma zamiaru nagle się obudzić - szybko narzuciłem na siebie ubrania, od razu wychodząc z pokoju. Zbiegłem po schodach mijając śpiącego recepcjonistę, zakładając na głowę kaptur bluzy Nialla. Pchnąłem masywne drzwi, dzięki czemu znalazłem się na zewnątrz, otoczony wilgotnym powietrzem. Leniwie przeszedłem na drugą stronę ulicy, rozglądaąc się dookoła. Oprócz kilku domów i jednego sklepu w zasięgu wzroku nie było nic ciekawego. Mruknąłem cicho przekleństwo, kierując się - jak sądziłem - w stronę wyjazdu z miasta.
     Kolejny raz zaciągnąłem się powietrzem, delektując się jego świeżością. W Londynie nie mogłem liczyć na takie atrakcje, dlatego zamierzałem nacieszyć się tym najdłużej jak tylko mogłem.

A Thousand Years

     Błogą ciszę przerwał wydobywajacy się z kieszeni spodni cichy dźwięk. Niezadowolony z tego że ktoś przerywa moją chwile relaksu, wyciągnąłem telefon. Ekran zaświecił się jaskrawym światłem, oślepiając mnie na kilka sekund. Nerwowo zamrugałem, odganiając mroczki i zmrużyłem oczy starając się odczytać powiadomienie migające na wyświetlaczu. Chwilę potem uśmiechnąłem się szeroko klikając na prostokącik. Właśnie dodano nowy odcinek.

     " Głośno zaśmiałam się, kiedy Zayn ponownie uniósł mnie wysoko w powietrze. Kurczowo chwyciłam jego dłonie bojąc się nagłego upadku. Moja długa, fioletowa suknia oplatła nasze nogi w radosnym tańcu, a chłopak powoli wykonał kolejny krok. Pisnęłam, kiedy delikatnie się zachwiał, a w następnym momencie stałam już obiema nogami dotykając parkietu. Dyskretnie spojrzałam na nasze odbicie w lustrze, podziwiając smukłą i wysoką sylwetkę chłopaka. Powoli przejechałam dłonią po jego odsłoniętych tatuażach, delikatnie odznaczając ich kontury. 
- Jak tak dalej pójdzie, nie nauczymy się tego układu - zaśmiałam się cicho, w końcu spoglądając na twarz Zayna. Mulat wzruszył ramionami, cofając się kilka kroków do tyłu i chrząkając.
      Bezwładnie opuściłam swoje ramiona, odwracając się, chcąc za wszelka cenę ukryć rosnące rozczarowanie. Nie powinnam była nic od niego oczekiwać. Zayn nie jest zdolny do kochania kogoś. - Tak... Ja...myślę, że na dzisiaj skończyliśmy - mruknęłam zbierając swoje rzeczy. Tak naprawdę przez cały trening nauczyliśmy się tylko kilku  podstawowych kroków, przez co wiedziałam, ba czułam w kościach, że w następnym odcinku nie zatańczę z Zaynem.
- Dopiero zaczęliśmy - chłopak jęknął przecierając twarz dłońmi. Zamknęłam oczy, wzruszając ramionami i szybko przechodząc przez środek sali. Starałam się powstrzymać napływające do oczu łzy, a prawdę mówiąc, starałam się nie rozpłakać przy Maliku. To ostatnia rzecz, jaką w tej chwili chciałam. Pisnęłam, kiedy szorstka dłoń, chwyciła mój łokieć, a po chwili zostałam przyciśnięta do jednego z luster, znajdujących się w sali. Opuściłam głowę, jednak prawie natychmiast zostałam zmuszona do ponownego podniesienia jej - Dlaczego płaczesz?
          Jęknęłam, kiedy przejechał swoją dłonią po moim policzku, ścierając moje łzy. Chwilę potem oparł swoje czoło o moje, w milczeniu wpatrując się w moje oczy. Jego piękne brązowe tęczówki, uważnie skanowały moją twarz, szukając w niej czegoś. Zmarszczył brwi, delikatnie się odchylając, aby kilka sekund później gwałtownie wpić się w moje usta.
     Zaskoczona, znieruchomiałam, aby w końcu zarzucić swoje ramiona na szyi chłopaka. Dłonie Zayna znalazły się na moich udach, unosząc mnie i opierając plecami o zimną powłokę lustra. Bezwiednie pogłębiłam pocałunek oplatając nogi wokół pasa Malika i przyciągając go do siebie. Całował natarczywie i zachłannie, jakby bał się, że od niego ucieknę. Jego dłonie powoli jeździły po moim ciele, rozbudzając w moim brzuchu rosnące pożądanie. Syknęłam cicho, kiedy jego usta znalazły się na mojej szyi tworząc malinkę. Delikatny ból został zaraz zastąpiony przez czuły pocałunek złożony w tym samym miejscu. 
     Oderwaliśmy się od siebie, ciężko oddychając. Chłopak w milczeniu postawił mnie na ziemi, cały czas bacznie obserwując. Oparłam głowę na lustrze, starając się opanować rozbiegane emocje. Pokręciłam głową, zanosząc się płaczem.
- Mia...- Zayn niepewnie zbliżył się do mnie, nie rozumiejąc mojej reakcji. Odepchnęłam jego wyciągnięte ręce, na co zmarszczył brwi zawiedziony. - Mia, co się stało?
- Ty się stałeś! - krzyknęłam wprawiając go w jeszcze większe zaskoczenie. Otarłam spływające łzy, gniewnie wpatrując się w sylwetkę chłopaka - Najpierw mówisz mi jaka jestem cudowna, potem zaczynasz wykręcać się Perrie, następnie mi mówisz, że miedzy nami nic nie może się wydarzyć, a na sam koniec mnie całujesz! - wyrzuciłam z siebie wszystko co leżało na moim sercu. Zayn kolejny raz próbował do mnie podejść, jednak znowu został odepchnięty. Niepewnie schował dłonie do kieszeni, nerwowo się rozglądając po pomieszczeniu. - Mówisz jedno, a robisz drugie Malik. Pocałowałeś mnie, a masz narzeczoną, co z tego, że ustawioną? Nadal jesteś z nią w pewien sposób związany. Powiedz mi tylko jedno Zayn... - zbliżyłam się do niego, oskarżycielko patrząc w smutne oczy - Czy ten pocałunek, coś dla ciebie znaczył?
     Jedyne co dostałam w odpowiedzi to milczenie. Zamknęłam oczy, oddychając głęboko. Czułam jak moje serce upada. Popełniłam błąd zakochując się w nim. Popełniłam błąd pozwalając oczarować się jego słowom. Skinęłam głową, odpowiadając sobie na nieme pytanie, ponownie biorąc do ręki torbę i wychodząc z pomieszczenia. Byłam niemal pewna, że chwile po trzaśnięciu drzwi, po budynku rozniosło się echo tłuczonego lustra. A może było to moje serce?"

     Zmusiłem się do zamknięcia, uchylonych od pewnego czasu ust. Przeskanowałem wzrokiem długość odcinka, decydując się dokończyć resztę jutro w samolocie. Niepewnie dotknąłem moich rozgrzanych policzków, ciesząc się z panującego dookoła chłodu. Istniały spore szanse, ze zdążę ochłonąć zanim wrócę do pokoju.
     Nie miałem pojęcia co wywołało u mnie taką reakcję, jednak wszystkie wątpliwości jakie miałem, były już mało ważne. Teraz chciałem jak najszybciej poznać dziewczynę, która stworzyła ten blog.

*- w USA, pełnoletność zdobywa się z osiągnięciem 21 lat, dlatego Liam mówi potem, że zostały jej 4 lata.

********
Jak się macie? Jest prawie druga ale ciiii :)

10 komentarzy next!

poniedziałek, 13 lipca 2015

Chapter Eight

*******
         Powoli otworzyłam oczy i z cichym westchnieniem wyjrzałam za okno. Byłam na siebie zła, że wczoraj w nocy nie zasunęłam nawet zasłon, przez co słońce wpadało do mojego pokoju i obudziło mnie w mało przyjemny sposób. Była niedziela, ostatni dzień mojej 'wolności', który w całości chciałam przespać. Niestety nie mogłam tego zrobić przez moją własną głupotę i lenistwo.
          Podniosłam się do pozycji siedzącej, zgięłam nogi w kolanach i oparłam się o nie łokciami. Gdyby moja matka zobaczyła bałagan, jaki panował w całym pomieszczeniu, na pewno wyżyłaby się na mnie za niedopilnowanie swoich obowiązków. Przewróciłam oczami, uświadamiając sobie, że jeżeli chcę zdążyć że wszystkim do jutrzejszego, popołudniowego powrotu mamy do domu, to muszę się wziąć za posprzątanie bałaganu i za zrobienie zakupów. Nie mogłam przecież dopuścić do sytuacji sprzed kilku dni, bo byłabym zmuszona do ponownego opuszczenia lekcji, a za którymś razem ktoś w końcu zorientowałby się, że coś jest nie tak, jak powinno. Mimo wszystko nie chciałam tego. To całe zamieszanie z policją na każdym kroku nie było dla mnie. No i nie chciałam skończyć w domu dziecka. Wolałam być niewolnicą we własnym domu, niż musieć go na stałę opuścić.
         Niechętnie podniosłam się z łóżka, przez cały czas dręczona nieprzyjemnymi myślami. Jestem pewna, że nikt nie chciałby rozpoczynać dnia od ponurych przemyśleń na temat przyszłości. Czułam, że tamten dzień nie będzie udany.
          Przeciągnęłam się, nie zwracając uwagi na to, że odsłaniam kawałek posiniaczonego brzucha. Byłam sama w domu i nikt nie miał prawa mi się przyglądać. Wolnym, wręcz ślamazarnym krokiem ruszyłam w kierunku kuchni. Mój żołądek domagał się śniadania. Miałam cichą nadzieję, że mimo wszystko znajdę coś w lodówce i przeciągnę wyjście na zewnątrz najdłużej, jak to tylko będzie możliwe. Nie chciałam pokazywać ludziom swojej twarzy, ponieważ ślady pobicia były jeszcze widoczne, a postanowiłam oszczędzić sobie makijażu - w końcu przez najbliższy tydzień i tak będę zmuszona go nadużywać.
          Otworzyłam lodówkę. Na drzwiach znajdował się karton mleka i kilka jajek, a na jednej z półek leżała kostka białego twarogu. Zaczęłam rzuć swoją wargę, Rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu chleba, albo bułek. Znalazłam tylko jedną w chlebaku, ale okazało się, że jest zupełnie wyschnięta. Przewróciłam oczami, zamykając lodówkę, po czym podeszłam do koszyka z owocami i chwyciłam banana. Był lekko brązowy z jednej strony, ale na szczęście nie smakował jakoś tragicznie.
       Kiedy skończyłam śniadanie zupełnie nie wiedziałam, co mogłabym ze sobą zrobić. Zdawałam sobie sprawę, że gdybym wcześniej zaczęła porządki, to nie musiałabym męczyć się z nimi do wieczora, ale mój leń nie pozwalał mi na podjęcie racjonalnych kroków.
          Telewizja jak zawsze nie pokazywała nic ciekawego w niedzielne popołudnie. Kilka programów katolickich, jakaś bajka, gotowanie i reality show. Zrezygnowana włączyłam kanał muzyczny i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie było z nim aż tak źle, jak z moim pokojem, ale zdawałam sobie sprawę, że chociażby jeden śmieć, leżący na podłodze mógłby wywołać awanturę, niewiele różniącą się od wojny. Oczywiście to ja po raz kolejny okazałabym się jej ofiarą.
         Podniosłam się i niemrawo ruszyłam z powrotem do kuchni. Wyrzuciłam ogryzek do kosza, znajdującego się pod zlewem, po czym poszłam po duży, plastikowy worek na śmieci. Zaczęłam zbierać do niego wszystkie pudełka po sałatkach, jakie zamówiłam przez ostatnie trzy dni. Nie chciało mi się samej gotować, a mama zostawiła mi pieniądze na jedzenie, więc zamierzałam z tego skorzystać. Następne były metalowe puszki, pozostawione przez Nialla. Przyszedł do mnie w sobotę. Sam, ponieważ nie chciałam żeby więcej osób dowiedziało się o moim sekrecie. Nie tylko tym, który widać już na pierwszy rzut oka, ale również tym, o których chłopak dowiedział się przez moją własną głupotę.
      Godzinę później ustawiałam już dwa worki przed domem. Widziałam starszą sąsiadkę, mieszkająca na przeciwko, która uważnie przyglądała się moim poczynaniom. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, ignorując kobietę. Razem ze swoimi przyjaciółkami były największymi plotkarami na świecie. Nienawidziłam jej, ponieważ to ona rozsiewała plotki o tym, co działo się u mnie w domu. W końcu mieszkając na przeciwko mogła doskonale usłyszeć, jak matka się na mnie drze i jak uderza mną o ścianę. Dlaczego więc ani razu nie zareagowała?
          Weszłam z powrotem do budynku, nie chcąc dłużej dawać jej widoku na moja niepomalowaną, posiniaczoną twarz. Pewnie i tak znalazła już milion nowych pomysłów do tego, jak oczernić mnie przed swoimi przyjaciółeczkami, żeby to właśnie jej słuchały na kolejnym spotkaniu.
          Kiedy drzwi zamknęły się za mną, zaczęłam rozglądać się po holu. Podeszłam do swoich butów i starannie ułożyłam je na specjalnie przygotowanej do tego półce. Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę z faktu, że muszę jeszcze raz zmierzyć się ze światem zewnętrznym, chociażbym nie wiem, jak bardzo starła się tego uniknąć. Musiałam przecież mieć z czego przygotować obiad kolejnego dnia. Pewnie matka i tak go nie dotknie, ale oberwie mi się, jeżeli ciepły posiłek nie będzie na nią czekać.
          Pobiegłam szybko na piętro, kiedy do mojej głowy wpadł genialny pomysł. Wbiegłam do swojego pokoju i chwyciłam telefon, od razu wyszukując numer mojego przyjaciela. Musi mi w końcu jakoś zrekompensować fakt, że grzebał w moim komputerze. Nie musiałam długo czekać, aż odbierze.
- Niall, potrzebuję koniecznie twojej pomocy - powiedziałam od razu po usłyszeniu 'halo' z drugiej strony słuchawki. Rozespany głos mojego przyjaciela ewidentnie wskazywał na to, że go obudziłam, ale jakoś nie za bardzo przejęłam się tym faktem. W końcu on sam nie raz robił mi podobne pobudki.
- Sorry, Danielle. Nie mam siły na to, żeby otworzyć oczy, a gdzie tutaj mowa o ratowaniu ludzkości? - mruknął. Usłyszałam szelest. Domyśliłam się, że blondyn zmienił swoją pozycję.
To naprawdę bardzo ważne, Ni! Błagam, zrób mi niewielkie zakupy. Wyślę ci wszystko sms'em. Nie chcę już dziś wychodzić z domu. Ta stara ropucha na pewno tylko czeka na więcej plotek na mój temat.
- Masz szczęście, że jestem twoim najlepszym przyjacielem. Mo na pewno nie paliłaby się nawet do tego, żeby odebrać telefon - rzucił, od razu po tym zrywając połączenie. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko.
          Wystukałam szybko na telefonie listę potrzebnych produktów, które Ni zobowiązał się zakupić i wysłałam mu ją. Sama poszłam do swojego pokoju, żeby dodać w końcu coś na bloga. W końcu nie powinnam kazać czytelnikom aż tak długo czekać na odzew z mojej strony.
          Mimo, że miałam naprawdę dużo czasu wolnego, który chciałam całkowicie  wykorzystać i poświęcić blogu, od zeszłego tygodnia nie dodałam nic nowego. Brak jakiejkolwiek chęci do pisania oraz moje lenistwo zwyciężyły nad poczuciem zobowiązania względem moich czytelników. Nie czułam się z tym dobrze, dlatego chciałam za wszelką cenę zmienić stan rzeczy i pozbyć się wyrzutów sumienia.
           Uruchomiłam  komputer cierpliwie czekając aż wirtualna kartka papieru pojawi się na ekranie. Strzeliłam palcami, cicho mrucząc pod nosem zdania, które miały mi pomóc w kontynuacji historii. Przygryzłam górną wargę zmuszając mózg do kreatywnego myślenia i niepewnie wstukując pierwsze litery na klawiaturze.
         Dwie godziny później oderwałam się od urządzenia, zmuszona do wpuszczenia Nialla z zakupami. Chłopak z ulgą postawił kilkanaście plastikowych toreb na stoliku i z jękiem opadł na kanapę. Wywróciłam oczami, biorąc się za rozpakowywanie toreb i układanie niezbędnych do życia produktów na swoje miejsce. Na samym końcu wyciągnęłam portfel, oddając przyjacielowi całą sumę jaką przeznaczył na zakupy.
- Uratowałeś mi życie, Ni. - mruknęłam kiedy blondyn chował pieniądze.
- Wygląda na to, że zrobię to ponownie - zaśmiał się wskazując na ciągle panujący bałagan w domu. Westchnęłam zrezygnowana ciągnąć się za końcówki włosów. - Idź dokończyć pisać a ja wyręczę cię tutaj - dodał po chwili. Zaśmiałam się radośnie, klaszcząc w dłonie i biegnąc do swojego pokoju. Być może jeszcze dzisiaj dodam nowy odcinek.

*********
Witam wszystkich! Przepraszam za tak długą nieobecność, ale miałam kilka spraw.
Co do odcinka: ukłon w stronę Jesici, to ona stworzyła ten odcinek. Gifów i muzyki nie ma - niestety laptop ciągle jest zepsuty,a na tablecie gify niszczą ułożenie odcinka.


5 komentarzy = next


poniedziałek, 15 czerwca 2015

Chapter Seven

******  

~Liam~

         Siedziałem na łóżku w swojej sypialni i powoli śledziłem tekst na kartkach, które dwa dni temu otrzymaliśmy od szefostwa. Historia, napisana przez tą dziewczynę naprawdę mnie wciągnęła i od momentu, kiedy zacząłem ją czytać, nie mogłem przestać o niej myśleć. Za każdym razem, kiedy odkładałem papier na stolik nocny, zaczynałem zastanawiać się, co może wydarzyć się za chwilę. Z każdym kolejnym akapitem zatracałem się coraz bardziej i już przy pierwszym rozdziale wiedziałem, że muszę zdobyć link do bloga.
          Podniosłem się z posłania i udałem do kuchni. Na jutro chciałem przeczytać całe opowiadanie, ale mój żołądek zaczął domagać się jakiegokolwiek pożywienia. Od śniadania nawet nie zajrzałem do lodówki. Nie miałem na to czasu - musiałem czytać opowiadanie.

~Danielle~

          Siedziałam na podłodze w swoim pokoju, tępo wpatrując się w ścianę na przeciwko mnie. Plecami opierałam się o łóżko, a dłonie zajęłam niewielką piłką, wykonaną z kauczuku. Mojej matki nie było w domu, ani w mieście, przez co mogłam odetchnąć z ulgą. Przez najbliższe dwa dni, nie musiałam przejmować się tym, że mogę niespodziewanie oberwać od matki. Dzięki temu mogłam całkowicie skupić się na pracy nad moim blogiem. Musiałam tylko pilnować porządku dnia.
      Postanowiłam, że nie będę chodzić do szkoły i przedłużę sobie weekend - był czwartek. Rany na mojej twarzy zagoją się przez ten czas przynajmniej do tego stopnia, że będę mogła ukryć je pod mniejszą warstwą makijażu. Może w ten sposób przyciągnę mniejszą uwagę ludzi dookoła.
          Niall dowiedział się o tym, że to ja piszę jednego z najpopularniejszych blogów na świecie. Powiedziałam mu o wszystkim, doskonale wiedząc, że on mnie nie wyda. W końcu był moim najlepszym przyjacielem.
          Z cichym westchnieniem rzuciłam przed siebie piłeczką, która odbiła się od ściany i wróciła do mnie. Złapałam ją w ostatnim momencie. Wena nagle mnie opuściła i tak bardzo jak chciałam cokolwiek napisać - nie mogłam z siebie nic wykrzesić. Byłam na siebie wściekła za to, że nie mogłam skorzystać z chwili spokoju.
          Warknęłam po nosem, kiedy zabawka uderzyła mnie w czoło i odleciała na bok, turlając się od razu pod szafkę. Niechętnie podniosłam się z podłogi, ruszając w kierunku salonu. Miałam nadzieję, że może kiedy w telewizji puszczą jedną z moich ulubionych piosenek, to natchnienie powróci.

~Liam~

          Nie lubię ludzi, którzy spóźniają się, od innych wymagając tym samym punktualności. Od kilkunastu minut siedzieliśmy z chłopakami w gabinecie szefa i bezsensownie rozglądaliśmy się po całym pomieszczeniu, chcąc jakoś zagospodarować swój zmarnowany czas. Niall grzebał w telefonie, Harry przyglądał się swoim paznokciom, Louis wykazywał duże zainteresowanie butami Zayna, który z kolei bezsensownie śledził wzrokiem śnieżno-biały sufit. Ja sam natomiast wyglądałem przez okno i zastanawiałem się, kiedy zacznie padać deszcz.
          Na szczęście postanowiono w końcu się nad nami zlitować i porozmawiać. Szeroko uśmiechnięty mężczyzna wszedł do swojego gabinetu, od razu zajmując miejsce za biurkiem. Włączył monitor za pomocą jednego guzika i odwrócił się przodem do nas, jednak żaden nawet nie drgnął, nie mając zamiaru odrywać się od swoich zajęć.
      - Przepraszam za te opóźnienia, chłopcy, ale miałem jedną, bardzo ważną sprawę do załatwienia. Mam nadzieję, że przeczytaliście to, co wam przekazałem i każdy z was ma już odpowiedź. Na szczęście jest was pięciu, więc nie powinno być większych problemów z decyzją - zaśmiał się głupkowato, wyraźnie zadowolony z tego, co powiedział. Czasami zastanawiałem się, czy on robi to na poważnie, czy po prostu żartuje.
      - Tak właściwie... - zaczął spokojnie Zayn. - Tak właściwie to nawet nie zaczęliśmy - skończył. Wyraz twarzy mężczyzny diametralnie się zmienił. Rozbawienie znikło, zastąpione przez powagę, pomieszaną z wyraźną irytacją. Zmarszczyłem brwi, zdzwiony odpowiedzią przyjaciela. Nie spodziewałem się, że w taki sposób podejdą do tego wszystkiego. Ta znaczy Malika jeszcze byłem w stanie zrozumieć, w końcu to opowiadanie było o nim, ale na całej reszcie szczerze się zawiodłem.
      - Cóż, mam rozumieć, że żaden z was nawet nie spojrzał na dokumenty, z którymi prosiłem, żebyście się zapoznali?
      - Ja przeczytałem i muszę przyznać, że całkiem mi się spodobało - mruknąłem, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Poczułem na sobie badawcze spojrzenia chłopaków.
          Po powrocie do domu Louisa dość sporo rozmawialiśmy na ten temat. Doszliśmy do wniosku, że wszystkiemu należy dać szansę i nie będzie nic złego w tym, że przeczytamy "historię Zayna i Mii". To dlatego kilka minut wcześniej byłem tak bardzo zdziwiony.
      - W takim razie - mężczyzna podrapał się dwoma palcami po brodzie, wyraźnie mocno się nad czymś zastanawiając. - Wydaje mi się, że skoro Liam jako jedyny przeczytał całe opowiadanie, uczciwie będzie jeśli pozwolimy mu podjąć decyzję.
      - Nie zgadzam się - natychmiast pokręciłem przecząco głową, otwierając nieznacznie szerzej oczy. - Jesteśmy zespołem i reklamowanie kogoś naszym imieniem leży w interesie całej naszej piątki.
      - W takim wypadku - szef przerwał na chwilę, sprawdzając godzinę którą wskazywał drogi zegarek na jego nadgarstku. - Mam teraz spotkanie w sprawie jednej z reklam. Macie pół godziny, a później chcę poznać waszą odpowiedź - i przelotnie życząc nam powodzenia, opuścił pomieszczenie, w którym natychmiast zapanowała niezręczna cisza.
          Żaden z nas nie wiedział, jak powinien rozpocząć rozmowę. Wbrew pozorom była to bardzo ważna decyzja. W końcu nie codziennie trzeba zastanawiać się nad promowaniem jednej z ponad kilku milionów fanek.
      - Uważam, że powinniśmy dać jej szansę - mruknął w końcu Louis. - Może i nie przeczytałem tego do końca, bo miałem kilka ważniejszych spraw, ale zaczęło się naprawdę interesująco. No i Liam powiedział przecież, że mu się spodobało - szatyn wzruszył obojętnie ramionami, patrząc na mnie niepewnie. Kiwnąłem twierdząco głową, posyłając mu lekki uśmiech.
      -  A ja uważam, że to beznadziejny pomysł. Dziewczyna i tak jest znana na całym świecie. Sami widzieliście, ile odsłon miał ten jej cały blog. Nie potrzebuje dodatkowego rozgłosu, świetnie radzi sobie sama - Zayn podniósł się z krzesła i usiadł na biurku, żeby znajdować się na przeciwko nas.
      - Zgadzam się z nim. Ile jeszcze ludzi będziemy musieli wypromować na naszej sławie, na którą tak długo musieliśmy pracować? Nam nie pomógł prawie nikt. Po przegranej sami musieliśmy sobie jakoś poradzić - westchnął cieżko Harry. Popatrzyliśmy na niego zdziwieni. Zawsze wydawało na się, że we wszystkim zgadza się z Lou.
      - Ona też musiała ciężko pracować na swój sukces. Możemy być dla niej takim xFactor 'em - wypalił nagle Tomlinson. Mulat natychmiast pokręcił przecząco głową, negując tym samym pomysł najstarszego z nas.
      - Proponuję głosowanie - powiedział Styles. - Kto jest przeciwko? - on i Zayn podnieśli ręce do góry. Usmiechnąłem się do siebie, pewny wygranej. - W takim razie, kto jest za? - tym razem ja i Louis zgłosiliśmy się. Popatrzyłem zdziwiony i jednocześnie oburzony postawą Irlandczyka. 
      - Niall, a ty? - warknąłem niemiło,  patrząc prosto na blondyna, wierzącego się na swoim siedzeniu. Przygryzał nerwowo wargę i nie patrzył na nas. Już na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że bije się z własnymi myślami.
      - W sumie każdy z was ma rację. Ta dziewczyna z jednej strony ma talent, który powinno się pokazać światu, ale z drugiej sama świetnie sobie radzi z promowaniem swojej historii - powiedział w końcu, zaczynając bawić się swoimi palcami. - Ale skoro nie będzie nas to nic kosztować, tylko tych kilka tweetów.
      - No dawaj stary, pokaz że jesteś facetem i podejmij męską decyzję - poradziłem go. Westchnął, spuszczając głowę.
      - Jestem za. Dajmy jej szansę. - mruknął w końcu, wywołując tym samym na mojej twarzy szeroki uśmiech.
Czuję, że to będzie ciekawa współpraca.

********
Odcinek w całości należy do Jesici. Postaram się napisać kolejny, wtedy będę już wiedzieć jaką mam sytuację w szkole.

10 KOMENTARZY NEXT

niedziela, 31 maja 2015

Chapter Six

********
~Liam~

          Przez całą drogę do budynku, gdzie mieściło się nasze szefostwo, zastanawiałem się, czego oni tak właściwie mogą od nas chcieć. Na pewno byłoby to coś ważnego, ponieważ w innym przypadku nie ściągaliby nas niecałe piętnaście minut po naszym wcześniejszym rozstaniu. W cale mi się to nie podobało. Kiedy oni mieli do nas jakąś nie cierpiącą zwłoki sprawę, mogliśmy być pewni, że przysporzy nam to jeszcze więcej pracy niż mieliśmy jej dotychczas. Westchnąłem ciężko, podbierając głowę na dłoni. Chyba nie docierało do nich, że my też jesteśmy ludźmi i mamy jakąś tam swoją wytrzymałość. Nasz dzień nie trwał trzydziestu godzin i potrzebowaliśmy chociaż kilku godzin odpoczynku. Cokolwiek planowali, jeżeli to wiązało się z większym wysiłkiem z naszej strony i kręceniem kolejnej reklamy, zamierzałem odmówić, nie zważając na konsekwencje mojej decyzji. Byłem pewny, że chłopaki są tego samego zdania.
          Louis zaparkował przed ogromnym, szklanym budynkiem i zgasił silnik samochodu. Żaden z nas jednak nie zamierzał opuścić pojazdu. Siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się w nieokreślone punkty i zastanawialiśmy się nad różnymi sprawami. Osobiście, obmyślałem plan ucieczki z tego cholernego miejsca. Zawsze mogłem poprosić któregoś z przyjaciół, żeby wcisnął im jakąś wymówkę na mój temat - na przykład, że poczułem się gorzej i nie byłem w stanie przyjechać - a ja przeczekałbym tutaj, nie zważając na to, ile musiałbym poświęcić czasu na czekanie na nich. Wiedziałem, że nie mogę tak postąpić, chociaż była to bardzo kusząca perspektywa. Zachowałbym się nie fair w stosunku do całości zespołu. Jesteśmy jedną drużyną i nie powinniśmy zostawiać się w takich momentach.
          Zayn postanowił w końcu przerwać nasze milczenie. Otworzył drzwi i wysiadł z samochodu. Z mojego gardła po raz kolejny wydobyło się westchnienie rezygnacji, kiedy gramoliłem się zaraz za Malikiem. Zmrużyłem oczy i wolnym krokiem, wręcz ciągnąc za sobą nogi, ruszyłem w kierunku wejścia. Usłyszałem głośne pyknięcie, które oznaczało, że Tommo włączył alarm, odcinając tym samym jedną z dróg mojej ucieczki. Zrezygnowany pchnąłem szklane drzwi, zrobione z dwóch, ogromnych luster weneckich i wszedłem do środka, od razu przywitany przez chłód klimatyzacji. Skinąłem głową do Marry, trzydziestoletniej recepcjonistki, na przywitanie. Kobieta natychmiast pomachała do mnie i posłała mi szeroki uśmiech. Była całkiem przyjazną, brązowowłosą osobą z mężem i dzieckiem. 
          Niall nacisnął guzik z odpowiednim piętrem, kiedy wszyscy znaleźliśmy się już w windzie. Oparłem się plecami o jedną z jej ścian i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Mojej głowy w dalszym ciągu nie opuszczały myśli na temat tego, czego mogą od nas chcieć. Pomysłów przybywało mi coraz więcej. Od planów na kolejną trasę koncertową, przez omówienie scenariusza jakiejś badziewnej reklamy, kończąc na rozwiązaniu zespołu. Szybko jednak zrezygnowałem z tego ostatniego, uświadamiając sobie, że dostarczamy im zbyt wielu środków, żeby od tak po prostu się nas pozbyli.
          Harry otworzył drzwi do średnich rozmiarów pokoju. Sam wszedł do niego na samym końcu, zaraz za mną. Wszyscy zajęliśmy miejsca, specjalnie przygotowane dla nas. Rozejrzałem się dookoła. Ściana na przeciwko nas była jednym, wielkim oknem. Stał przy niej mężczyzna, który odwrócił się do nas przodem zaraz po tym, jak usłyszał trzask zamykanych drzwi. Uśmiechnął się szeroko i zajął miejsce na obrotowym, skórzanym krześle. Zaczął grzebać coś w komputerze, a po chwili odezwał się swoim radosnym głosem.
      - Mam dla was pewną propozycję, dotyczącą pomocy w zaistnieniu pewnej młodej dziewczynie - przewróciłem oczami, a Zayn, siedzący obok mnie westchnął ciężko. Doskonale go rozumiałem. Miał dość pomagania młodym dziewczynom w zaistnieniu. - To nie tak, jak własnie pomyśleliście - mężczyzna zaśmiał się głośno, wyrzucając ręce w górę, w obronnym geście. Nie musiał tego robić. To raczej my powinniśmy bronić się przed nim każdą częścią naszych ciał. - Chodzi o pisarkę-amatorkę, która tworzy fanfiction z wami w roli głównej. Chcielibyśmy, żebyście przeczytali to opowiadanie. Jeżeli się zgodzicie, to umieścimy odnośnik do niego na waszej stronie internetowej i będziecie musieli kilkukrotnie wrazić swoje zdanie na jego temat, najlepiej na twitterze.
     - A co, jeżeli się nie zgodzimy? - zapytałem od razu. Nie za bardzo podobał mi się ten pomysł. Kiedyś, z ciekawości przeczytałem opowiadanie z tego gatunku na swój własny temat i no cóż... Nie powiem, żebym wymyślony ja jakoś bardzo przypadł sobie do gustu. Chociaż z drugiej strony przynajmniej wiedziałem, jak patrzą na mnie niektóre fanki. Przynajmniej tak mi się wydawało...
     - W takim wypadku zapominamy o całej sprawie. Wolałbym jednak, żeby wasza odpowiedź była pozytywna. Pokazalibyście w ten sposób swoim fankom, że jesteście z nimi całymi sercami, a i może zyskalibyście kilka nowych, których obchodzą takie pierdoły? - drzwi do pomieszczenia po raz kolejny otworzyły się. Młoda blondynka, będąca asystentką szefa, przyniosła pięć teczek, po czym przekazała po jednej każdemu z nas. Obierając od niej swój przydział, nawet na nią nie popatrzyłem, chociaż wiedziałem, że wręcz pożera mnie wzrokiem. Już nie raz miałem z nią do czynienia. Bycie łóżkowym trofeum raczej nie należy do moich najskrytszych marzeń. - Wbrew pozorom, opowiadanie jest bardzo dobre i przyjemnie się je czyta, więc nie powinniście mieć z tym większych problemów. Ten weekend macie wolny, więc na pewno zdołacie wygospodarować odrobinę czasu dla kilku rozdziałów historii.
     - Czy kiedykolwiek widział pan ten tekst na oczy? - zironizował Louis, uśmiechając się jednym kącikiem ust. Mężczyzna natychmiast zaśmiał się głośno, odchylając się nieznacznie na krześle. Po kilku sekundach opamiętał się i wyprostował. Nie zdołał jednak pozbyć się kpiącego uśmiechu z twarzy.
     - Nie, ale ludzie, z którymi rozmawiałem, byli wręcz zachwyceni ta historią - wzruszył obojętnie ramionami, po czym odwrócił twarz w kierunku monitora swojego komputera, na którym zaczął czegoś zawzięcie szukać. Nie minęło pół minuty, kiedy odwrócił go przodem do nas.
          Naszym oczom ukazał się Zayn, otoczony całą masą kolorowych kwiatków, lamp, drzewek, schodów i innych tego typu obrazków. Uśmiechał się szeroko, przyciągając do siebie jakąś dziewczynę, znajdująca się tyłem; wręcz wtulał się w nią. Miał zamknięte oczy. Chociaż była to jedynie grafika komputerowa, przerobiona w photoshopie, wyglądał jakby naprawdę cieszył się, że ma tę dziewczynę przy sobie, jakby był w niej wręcz zakochany. Szef przeciągnął suwakiem w dół strony. Z każdą kolejną sekundką pokazywała nam się inna część, jak się domyśliliśmy, bloga z opowiadaniem o nas. Utrzymany był raczej w różowych odcieniach, więc mogliśmy domyśleć się, że było to coś w rodzaju romansu. Popatrzyłem na bok, kiedy zauważyłem rządek cyferek, a nad nim napis 'wyświetlenia'. Mało nie zakrztusiłem się powietrzem, widząc ich ponad dwa miliony. Nie spodziewałem się, że głupie romansidło może przyciągnąć aż tak wielu czytelników. To my byliśmy powodem tego? A może to ta dziewczyna miała tak duży talent? Zdecydowanie, coraz bardziej chciałem przeczytać tę historię bez względu na to, jak bardzo oklepana miałaby nie być.
          Po przypomnieniu nam, że  poniedziałek mamy stawić się na czas w studiu nagraniowym i krótkim pożegnaniu, opuściliśmy budynek. Wsiedliśmy do samochodu Louisa, który natychmiast ruszył z miejsca, w kierunku swojego mieszkania. W tamtym momencie, alkohol, który przez cały czas chłodził się w lodówce, był nam niezmiernie potrzebny.
          Droga po raz kolejny minęła nam w zupełnej ciszy. Bawiłem się białą teczką, trzymaną na kolanach, przez co zupełnie zniszczyłem jej rogi. Po kryjomu zerknąłem na Zayna, który ze zmarszczonym czołem przeglądał zawartość teczki. Ten blog bardziej dotyczył jego, to on był głównym bohaterem, więc może zostawmy ostateczną decyzję Malikowi. 
          Szybko wysiadłem z auta, kiedy zatrzymaliśmy się na podjeździe i skierowałem się do kuchni. Wyjąłem pięć piw, rzucając je Louisowi, który swoim telefonem ściągał kapsle. Opadłem na kanapę obok Nialla, wyjmując plik kartek. Nie było ich dużo, jednak kiedy spojrzałem na tył, zauważyłem jedenaście rozdziałów. Nie było tak źle.

          " Sznur trzydziestu kobiet i dziewczyn ustawił się na scenie, tępo wpatrując się w siedzących przed nimi Jury. Simon uśmiechnął, próbując dodać nam otuchy, kiedy Nicole powoli wstała i podniosła do ust mikrofon. Zamarłam wsłuchując się w delikatny głos kobiety.
     - Wywołam teraz kilka osób, które przejdą do kolejnego etapu - powiedziała uśmiechając się - Za nim jednak to zrobię, chcę wam pogratulować. Nawet jeżeli wasza przygoda się zakończy w tym miejscu, możecie być z siebie dumni. Zaszliście naprawdę daleko.
          Uśmiechnęłam się delikatnie, nerwowo zaciskając pięści. To była dla mnie ogromna szansa, nie chciałam jej zaprzepaścić. Mimo moich ogromnych chęci nie mogłam nic zrobić. Teraz wszystko zależy od jurorów.
     - Jako pierwsza przechodzi...- zacisnęłam oczy, cicho modląc się pod nosem - Snatana O'Spiers!
          Opuściłam ramiona, głośno klaszcząc, kiedy wywołana dziewczyna wyszła przed szereg i zeszła ze sceny. Była mniej więcej w moim wieku, może odrobinę starsza. Oklaski ucichły, a napięcie można było znowu wyczuć w powietrzu.
     - Kolejną osobą jest... Rachel Berry! - blondynka obok mnie radośnie pisnęła i zbiegła ze sceny. Powoli przesunęłam się na jej miejsce, cierpliwie czekając na kolejne nazwiska. Wywoływane osoby, schodziły ze sceny, aż została nas tylko garstka. Przygryzłam wargę, ignorując metaliczny posmak krwi. Wpatrywałam się w Nicole, która wyraźnie pobladła na twarzy. Nerwowo odchrząknęła zerkając na listę z ostatnim nazwiskiem. Nie chciała być tą, która przekreśliła marzenia kilkunastu osobom. 
     - Ostatnie miejsce zajmie...- przełknęłam ślinę, czując jak moje gardło jest suche na wiór. - Jessica Robinson.
          Zamknęłam oczy, wydychając powietrze i czując jak całe napięcie ze mnie schodzi. Po chwili usłyszałam ciche szlochy i jęki zawodu. Odwróciłam się napięcie i nie zważając na słowa Nicole, zeszłam ze sceny. Zakryłam twarz włosami, nie chcąc, aby kamery nagrały moje łzy zawodu. Po chwili czułam, jak obejmują mnie ramiona Melissy. Nie zważając na otaczające nas kamery, rozpłakałam się. To był koniec."

          Przewróciłem kartkę, wpatrując się w wielkie litery " Chapter I ". Mimo, że przeczytałem dopiero prolog, chciałem wiedzieć więcej. Spojrzałem na chłopaków, którzy wyczekująco patrzyli na mnie i z powątpiewaniem bawili się plikiem kartek. Odetchnąłem cicho, uśmiechając się i wygodnie rozsiadając na kanapie.
     - Co jest? Lepiej zacznijcie czytać, to jest naprawdę super.

*****
Cześć wszystkim! Tutaj Jes z nowym rozdziałem! ;)
Z rzeczy bardziej ważnych to chyba nie mam nic. Od ostatniego rozdziału w sumie nic się nie zmieniło.
Gify i piosenka pojawia się później, ale na pewno będą ;)
Pozdrawiam, 
Evansik xox

8 komentarzy = next!

+ Kto chce być informowany, niech zostawi do siebie kontakt w zakładce ''Informuję''