niedziela, 31 maja 2015

Chapter Six

********
~Liam~

          Przez całą drogę do budynku, gdzie mieściło się nasze szefostwo, zastanawiałem się, czego oni tak właściwie mogą od nas chcieć. Na pewno byłoby to coś ważnego, ponieważ w innym przypadku nie ściągaliby nas niecałe piętnaście minut po naszym wcześniejszym rozstaniu. W cale mi się to nie podobało. Kiedy oni mieli do nas jakąś nie cierpiącą zwłoki sprawę, mogliśmy być pewni, że przysporzy nam to jeszcze więcej pracy niż mieliśmy jej dotychczas. Westchnąłem ciężko, podbierając głowę na dłoni. Chyba nie docierało do nich, że my też jesteśmy ludźmi i mamy jakąś tam swoją wytrzymałość. Nasz dzień nie trwał trzydziestu godzin i potrzebowaliśmy chociaż kilku godzin odpoczynku. Cokolwiek planowali, jeżeli to wiązało się z większym wysiłkiem z naszej strony i kręceniem kolejnej reklamy, zamierzałem odmówić, nie zważając na konsekwencje mojej decyzji. Byłem pewny, że chłopaki są tego samego zdania.
          Louis zaparkował przed ogromnym, szklanym budynkiem i zgasił silnik samochodu. Żaden z nas jednak nie zamierzał opuścić pojazdu. Siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się w nieokreślone punkty i zastanawialiśmy się nad różnymi sprawami. Osobiście, obmyślałem plan ucieczki z tego cholernego miejsca. Zawsze mogłem poprosić któregoś z przyjaciół, żeby wcisnął im jakąś wymówkę na mój temat - na przykład, że poczułem się gorzej i nie byłem w stanie przyjechać - a ja przeczekałbym tutaj, nie zważając na to, ile musiałbym poświęcić czasu na czekanie na nich. Wiedziałem, że nie mogę tak postąpić, chociaż była to bardzo kusząca perspektywa. Zachowałbym się nie fair w stosunku do całości zespołu. Jesteśmy jedną drużyną i nie powinniśmy zostawiać się w takich momentach.
          Zayn postanowił w końcu przerwać nasze milczenie. Otworzył drzwi i wysiadł z samochodu. Z mojego gardła po raz kolejny wydobyło się westchnienie rezygnacji, kiedy gramoliłem się zaraz za Malikiem. Zmrużyłem oczy i wolnym krokiem, wręcz ciągnąc za sobą nogi, ruszyłem w kierunku wejścia. Usłyszałem głośne pyknięcie, które oznaczało, że Tommo włączył alarm, odcinając tym samym jedną z dróg mojej ucieczki. Zrezygnowany pchnąłem szklane drzwi, zrobione z dwóch, ogromnych luster weneckich i wszedłem do środka, od razu przywitany przez chłód klimatyzacji. Skinąłem głową do Marry, trzydziestoletniej recepcjonistki, na przywitanie. Kobieta natychmiast pomachała do mnie i posłała mi szeroki uśmiech. Była całkiem przyjazną, brązowowłosą osobą z mężem i dzieckiem. 
          Niall nacisnął guzik z odpowiednim piętrem, kiedy wszyscy znaleźliśmy się już w windzie. Oparłem się plecami o jedną z jej ścian i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Mojej głowy w dalszym ciągu nie opuszczały myśli na temat tego, czego mogą od nas chcieć. Pomysłów przybywało mi coraz więcej. Od planów na kolejną trasę koncertową, przez omówienie scenariusza jakiejś badziewnej reklamy, kończąc na rozwiązaniu zespołu. Szybko jednak zrezygnowałem z tego ostatniego, uświadamiając sobie, że dostarczamy im zbyt wielu środków, żeby od tak po prostu się nas pozbyli.
          Harry otworzył drzwi do średnich rozmiarów pokoju. Sam wszedł do niego na samym końcu, zaraz za mną. Wszyscy zajęliśmy miejsca, specjalnie przygotowane dla nas. Rozejrzałem się dookoła. Ściana na przeciwko nas była jednym, wielkim oknem. Stał przy niej mężczyzna, który odwrócił się do nas przodem zaraz po tym, jak usłyszał trzask zamykanych drzwi. Uśmiechnął się szeroko i zajął miejsce na obrotowym, skórzanym krześle. Zaczął grzebać coś w komputerze, a po chwili odezwał się swoim radosnym głosem.
      - Mam dla was pewną propozycję, dotyczącą pomocy w zaistnieniu pewnej młodej dziewczynie - przewróciłem oczami, a Zayn, siedzący obok mnie westchnął ciężko. Doskonale go rozumiałem. Miał dość pomagania młodym dziewczynom w zaistnieniu. - To nie tak, jak własnie pomyśleliście - mężczyzna zaśmiał się głośno, wyrzucając ręce w górę, w obronnym geście. Nie musiał tego robić. To raczej my powinniśmy bronić się przed nim każdą częścią naszych ciał. - Chodzi o pisarkę-amatorkę, która tworzy fanfiction z wami w roli głównej. Chcielibyśmy, żebyście przeczytali to opowiadanie. Jeżeli się zgodzicie, to umieścimy odnośnik do niego na waszej stronie internetowej i będziecie musieli kilkukrotnie wrazić swoje zdanie na jego temat, najlepiej na twitterze.
     - A co, jeżeli się nie zgodzimy? - zapytałem od razu. Nie za bardzo podobał mi się ten pomysł. Kiedyś, z ciekawości przeczytałem opowiadanie z tego gatunku na swój własny temat i no cóż... Nie powiem, żebym wymyślony ja jakoś bardzo przypadł sobie do gustu. Chociaż z drugiej strony przynajmniej wiedziałem, jak patrzą na mnie niektóre fanki. Przynajmniej tak mi się wydawało...
     - W takim wypadku zapominamy o całej sprawie. Wolałbym jednak, żeby wasza odpowiedź była pozytywna. Pokazalibyście w ten sposób swoim fankom, że jesteście z nimi całymi sercami, a i może zyskalibyście kilka nowych, których obchodzą takie pierdoły? - drzwi do pomieszczenia po raz kolejny otworzyły się. Młoda blondynka, będąca asystentką szefa, przyniosła pięć teczek, po czym przekazała po jednej każdemu z nas. Obierając od niej swój przydział, nawet na nią nie popatrzyłem, chociaż wiedziałem, że wręcz pożera mnie wzrokiem. Już nie raz miałem z nią do czynienia. Bycie łóżkowym trofeum raczej nie należy do moich najskrytszych marzeń. - Wbrew pozorom, opowiadanie jest bardzo dobre i przyjemnie się je czyta, więc nie powinniście mieć z tym większych problemów. Ten weekend macie wolny, więc na pewno zdołacie wygospodarować odrobinę czasu dla kilku rozdziałów historii.
     - Czy kiedykolwiek widział pan ten tekst na oczy? - zironizował Louis, uśmiechając się jednym kącikiem ust. Mężczyzna natychmiast zaśmiał się głośno, odchylając się nieznacznie na krześle. Po kilku sekundach opamiętał się i wyprostował. Nie zdołał jednak pozbyć się kpiącego uśmiechu z twarzy.
     - Nie, ale ludzie, z którymi rozmawiałem, byli wręcz zachwyceni ta historią - wzruszył obojętnie ramionami, po czym odwrócił twarz w kierunku monitora swojego komputera, na którym zaczął czegoś zawzięcie szukać. Nie minęło pół minuty, kiedy odwrócił go przodem do nas.
          Naszym oczom ukazał się Zayn, otoczony całą masą kolorowych kwiatków, lamp, drzewek, schodów i innych tego typu obrazków. Uśmiechał się szeroko, przyciągając do siebie jakąś dziewczynę, znajdująca się tyłem; wręcz wtulał się w nią. Miał zamknięte oczy. Chociaż była to jedynie grafika komputerowa, przerobiona w photoshopie, wyglądał jakby naprawdę cieszył się, że ma tę dziewczynę przy sobie, jakby był w niej wręcz zakochany. Szef przeciągnął suwakiem w dół strony. Z każdą kolejną sekundką pokazywała nam się inna część, jak się domyśliliśmy, bloga z opowiadaniem o nas. Utrzymany był raczej w różowych odcieniach, więc mogliśmy domyśleć się, że było to coś w rodzaju romansu. Popatrzyłem na bok, kiedy zauważyłem rządek cyferek, a nad nim napis 'wyświetlenia'. Mało nie zakrztusiłem się powietrzem, widząc ich ponad dwa miliony. Nie spodziewałem się, że głupie romansidło może przyciągnąć aż tak wielu czytelników. To my byliśmy powodem tego? A może to ta dziewczyna miała tak duży talent? Zdecydowanie, coraz bardziej chciałem przeczytać tę historię bez względu na to, jak bardzo oklepana miałaby nie być.
          Po przypomnieniu nam, że  poniedziałek mamy stawić się na czas w studiu nagraniowym i krótkim pożegnaniu, opuściliśmy budynek. Wsiedliśmy do samochodu Louisa, który natychmiast ruszył z miejsca, w kierunku swojego mieszkania. W tamtym momencie, alkohol, który przez cały czas chłodził się w lodówce, był nam niezmiernie potrzebny.
          Droga po raz kolejny minęła nam w zupełnej ciszy. Bawiłem się białą teczką, trzymaną na kolanach, przez co zupełnie zniszczyłem jej rogi. Po kryjomu zerknąłem na Zayna, który ze zmarszczonym czołem przeglądał zawartość teczki. Ten blog bardziej dotyczył jego, to on był głównym bohaterem, więc może zostawmy ostateczną decyzję Malikowi. 
          Szybko wysiadłem z auta, kiedy zatrzymaliśmy się na podjeździe i skierowałem się do kuchni. Wyjąłem pięć piw, rzucając je Louisowi, który swoim telefonem ściągał kapsle. Opadłem na kanapę obok Nialla, wyjmując plik kartek. Nie było ich dużo, jednak kiedy spojrzałem na tył, zauważyłem jedenaście rozdziałów. Nie było tak źle.

          " Sznur trzydziestu kobiet i dziewczyn ustawił się na scenie, tępo wpatrując się w siedzących przed nimi Jury. Simon uśmiechnął, próbując dodać nam otuchy, kiedy Nicole powoli wstała i podniosła do ust mikrofon. Zamarłam wsłuchując się w delikatny głos kobiety.
     - Wywołam teraz kilka osób, które przejdą do kolejnego etapu - powiedziała uśmiechając się - Za nim jednak to zrobię, chcę wam pogratulować. Nawet jeżeli wasza przygoda się zakończy w tym miejscu, możecie być z siebie dumni. Zaszliście naprawdę daleko.
          Uśmiechnęłam się delikatnie, nerwowo zaciskając pięści. To była dla mnie ogromna szansa, nie chciałam jej zaprzepaścić. Mimo moich ogromnych chęci nie mogłam nic zrobić. Teraz wszystko zależy od jurorów.
     - Jako pierwsza przechodzi...- zacisnęłam oczy, cicho modląc się pod nosem - Snatana O'Spiers!
          Opuściłam ramiona, głośno klaszcząc, kiedy wywołana dziewczyna wyszła przed szereg i zeszła ze sceny. Była mniej więcej w moim wieku, może odrobinę starsza. Oklaski ucichły, a napięcie można było znowu wyczuć w powietrzu.
     - Kolejną osobą jest... Rachel Berry! - blondynka obok mnie radośnie pisnęła i zbiegła ze sceny. Powoli przesunęłam się na jej miejsce, cierpliwie czekając na kolejne nazwiska. Wywoływane osoby, schodziły ze sceny, aż została nas tylko garstka. Przygryzłam wargę, ignorując metaliczny posmak krwi. Wpatrywałam się w Nicole, która wyraźnie pobladła na twarzy. Nerwowo odchrząknęła zerkając na listę z ostatnim nazwiskiem. Nie chciała być tą, która przekreśliła marzenia kilkunastu osobom. 
     - Ostatnie miejsce zajmie...- przełknęłam ślinę, czując jak moje gardło jest suche na wiór. - Jessica Robinson.
          Zamknęłam oczy, wydychając powietrze i czując jak całe napięcie ze mnie schodzi. Po chwili usłyszałam ciche szlochy i jęki zawodu. Odwróciłam się napięcie i nie zważając na słowa Nicole, zeszłam ze sceny. Zakryłam twarz włosami, nie chcąc, aby kamery nagrały moje łzy zawodu. Po chwili czułam, jak obejmują mnie ramiona Melissy. Nie zważając na otaczające nas kamery, rozpłakałam się. To był koniec."

          Przewróciłem kartkę, wpatrując się w wielkie litery " Chapter I ". Mimo, że przeczytałem dopiero prolog, chciałem wiedzieć więcej. Spojrzałem na chłopaków, którzy wyczekująco patrzyli na mnie i z powątpiewaniem bawili się plikiem kartek. Odetchnąłem cicho, uśmiechając się i wygodnie rozsiadając na kanapie.
     - Co jest? Lepiej zacznijcie czytać, to jest naprawdę super.

*****
Cześć wszystkim! Tutaj Jes z nowym rozdziałem! ;)
Z rzeczy bardziej ważnych to chyba nie mam nic. Od ostatniego rozdziału w sumie nic się nie zmieniło.
Gify i piosenka pojawia się później, ale na pewno będą ;)
Pozdrawiam, 
Evansik xox

8 komentarzy = next!

+ Kto chce być informowany, niech zostawi do siebie kontakt w zakładce ''Informuję''

niedziela, 24 maja 2015

Chapter Five


********

~Danielle~

     Zagryzłam zęby, zamykając oczy i oddychając głęboko.  Powoli odwróciłam się w stronę przyjaciela, dokładnie obserwując jego wyraz twarzy. Nerwowo przeczesałam włosy, zastanawiając się co mam powiedzieć blondynowi. Byłam zła na siebie za to, że nie wyłączyłam laptopa, przez co Niall dowiedział się o mojej tajemnicy.
     Chłopak spojrzał na mnie, momentalnie blednąc. Zdezorientowana patrzyłam na jego rosnące przerażenie, kiedy dokładnie przeskanował moją twarz, rozumiejąc dlaczego tak zareagował. Moja twarz musiała wyglądać o wiele gorzej niż myślałam.
        - Co ci się stało? - wyjąkał powoli podchodząc. Gwałtownie odskoczyłam w tył, machając rękoma, aby nie podchodził. Zatrzymał się kilka kroków ode mnie, ze zrezygnowaniem opuszczając wyciągnięte ręce. Oparłam się o ścianę za mną, powoli normując oddech i drżenie całego ciała. - Danielle, kto ci
to zrobił?
     Pokręciłam głową, powoli zsuwając się na podłogę. Piekące łzy spływały po moich policzkach, drażniąc siniaki i rany. Wszystkie moje starania, aby ukryć przed przyjaciółmi fakt, że moja własna matka mnie bije poszły na marne. Niall na pewno powie o tym reszcie. Nie chciałam być witana współczującymi spojrzeniami i ostrożnymi ruchami, aby przez przypadek nie zrobić mi krzywdy.
     Skuliłam się, mocno obejmując kolana ramionami. Chwilę później poczułam, jak obok mnie siada niepewnie blondyn. Żadne z nas nie odezwało się, a cisza panująca w pokoju, przerywana była tylko moimi szlochami.
        - Danielle.... co się stało?
     Nie odpowiedziałam. Zastanawiałam się jak mogę wybrnąć z tej sytuacji, mimo że nic nie mogłam już zrobić. Odetchnęłam głęboko, podnosząc głowę i opierając ją na ścianę za mną. Zamknęłam oczy, powstrzymując kolejne łzy. Nie mogę płakać z byle powodu.
        - To... moja mama. Nie jest z nią dobrze od kiedy tata nas zostawił. Łatwo się denerwuje, to wszystko -wyjąkałam.
        - I robi z ciebie worek treningowy? - warknął prostując się i gwałtownie wstając z miejsca. Wzdrygnęłam się przestraszona. -  Musisz iść z tym na policję, zgłosić to...
        - Nie, oszalałeś? - krzyknęłam czując jak po plecach przechodzi dreszcz przerażenia - Nie zgadzam się. Policja mi nie uwierzy, jestem jeszcze nieletnia, więc wsadzą mnie do domu dziecka. Nie zgadzam się na to Niall.
     Chłopak spojrzał na mnie z mordem w oczach, za nim zaczął robić kółka na mojej podłodze. To był zły pomysł, aby wpuścić tutaj Nialla. Przecież pogorszy jeszcze sprawę!
        - Dlaczego z góry zakładasz, że policja ci nie uwierzy?
     Prychnęłam, maskujące rozbawienie. Czasami Niall zachowywał się jak idiota.
        - Moja mama jest policjantką, zapomniałeś?
     Podniosłam się z podłogi, podchodząc do laptopa i zamykając go. Nie miałam pojęcia czy mam się cieszyć z tego, że moja sytuacja rodzinna odwróciła myśli blondyna od bloga. Nie chciałam odpowiadać na bezsensowne pytania, jakie mógłby mi zadać.
     Chwyciłam rąbek koszulki, ściągając ją i zakładając górę od piżamy. Nie wstydziłam się przebierać przy chłopaku - był stuprocentowym gejem. Jak mówił: " wolę duże i gorące kutasy niż wasze cycki ".
     Usiadłam obok niego na łóżku splatając nasze dłonie. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się co mogę mu powiedzieć, aby się uspokoił. Abym sama się uspokoiła.
        - To tylko do collegu. Potem wylatuje do Nowego Jorku, a tam mama nie będzie mogła nic mi zrobić. Zostało jeszcze półtora roku i koniec. Wytrzymam, nie martw się - mruknęłam cicho.
        - Boże, ty niczego nie rozumiesz - wyjąkał łapiąc się za włosy. - Jeżeli teraz tak cię urządziła, to z powodzeniem może cię zabić. Musisz coś z tym zrobić!
     Pokręciłam głową opadając plecami na łóżko. Niall zawsze uważał, że jakiekolwiek wykroczenia trzeba natychmiast zgłaszać odpowiednim służbom i to im zostawić całą pracę. Gdyby był na moim miejscu zrobiłby dokładnie to samo co ja: siedział cicho.
        - Nie będę o tym teraz rozmawiać, Niall. Zostaw to, proszę...
     Blondyn nic nie odpowiedział, kładąc się obok mnie i wpatrując się w sufit.
     Zagryzłam wargi zastanawiając się przez chwilę. W szkole miałam gotowy pomysł na nowy odcinek, który chciałam jak najszybciej kontynuować.
     Nie miałam pojęcia jak długo tam leżeliśmy, ocknęłam się dopiero, kiedy usłyszałam trzask zamykanych drzwi od samochodu. Leniwie zsunęłam się z materaca, wyglądając przez okno i natychmiast blednąc.
       - To mama - spanikowałam. Nie wolno mi było nikogo zapraszać do domu, a poza tym, obiad nie był gotowy. Zaczęłam się trząść, czując jak przerażenie obejmuje całe moje ciało. - Musisz stąd iść, nie może cię tutaj zobaczyć....
     Niall szybko podszedł, chwytając mnie za nadgarstki i unieruchamiając. Szeptał słowa, które w jego mniemaniu miały mnie uspokoić, niestety nie udało mu się to. Nasłuchiwałam dźwięku otwieranych drzwi, a kiedy nastąpił, bez słowa wypchnęłam blondyna na balkon.
        - Idź już - zawołałam zamykając drzwi za nim zdążył cokolwiek powiedzieć. Odetchnęłam głęboko odwracając się i schodząc do salonu.

~Liam~

      Opadłem bezwładnie na kanapę w salonie Louisa i zamykając oczy odchyliłem głowę do tyłu. Położyłem dłonie na swoich kolanach. Byłem zmęczony. Niecałą godzinę wcześniej skończyliśmy robić zdjęcia do kolejnego teledysku, przez co chłopaki postanowili jakoś to uczcić. Nie chciałem tego, ale wiedziałem również, że nie powinienem odmawiać. W końcu był to nasz sukces, a ja nie chciałem zawieść swoich przyjaciół.
          Otworzyłem oczy, wyprostowałem się i wymusiłem szeroki uśmiech, kiedy Niall usiadł obok mnie. Odwróciłem się w jego kierunku, mierząc go badawczym spojrzeniem.
          Blondyn w cale nie wyglądał jakby kilka ostatnich godzin spędził na planie zdjęciowym. Na kolanach miał ułożoną paczkę chipsów, które w dość szybkim tempie jadł, co chwilę popijając piwem z butelki, trzymanej przez niego w prawej dłoni. Najprawdopodobniej czując na sobie moje spojrzenie, odwrócił się i wzruszył ramionami.
       - Chcesz? - wskazał palcem na opakowanie, na co od razu pokręciłem przecząco głową. Nie chciałem ani jedzenia, ani tym bardziej alkoholu. Marzyłem jedynie o swoim wygodnym łóżku.
     - Hej, Li! Wyglądasz jakbyś zaraz miał zemdleć! - w drzwiach pomieszczenia pokazał się szeroko uśmiechnięty Louis, a zaraz obok niego Harry, trzymając dwie, przezroczyste butelki, wypełnione żółtym napojem. Przewróciłem oczami. Czasami zastanawiam się, czy z całej naszej grupy tylko ja mam potrzebę odpoczynku.
     - Nie martw się, nie mam tego w planach - rzuciłem, sięgając po pilota. Włączyłem telewizor, mając cichą nadzieje na jakiś mecz, przy którym faktycznie będę mógł się odstresować.
              Tomlinson sięgnął po szklane opakowanie, gotów je otworzyć, ale w ostatnim momencie przeszkodził mu w tym Zayn, wygrywając mu je. Szatan popatrzył na niego z oburzeniem. Parsknąłem cichym śmiechem.
     - Miałem zamiar się tego napić! - syknął oburzony, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Mulat postukał się w czoło palcem u dłoni, w której trzymał telefon. Natychmiast spoważniałem. Wiedziałem już, że mój odpoczynek będzie musiał jeszcze sporo poczekać.
     - Mamy jak najszybciej stawić się w agencji. Mają nam do przekazania jakieś bardzo ważne wieści. Podobno to nie może czekać do jutra - czarnowłosy postawił piwo na szklanym stoliku.
      Niechętnie zebraliśmy się i wyszliśmy przed dom, gdzie stał samochód. Z jednej strony cieszyłem się, że nie będę musiał niczego pić. Naprawdę nie miałem na to ochoty. Z drugiej jednak chciałem się utopić. Nikt przecież nie lubi spotkań z szefostwem.

******
Hejka! Odcinek pisany w połowie przeze mnie a w połowie przez Jesice :)
Od następnego będą już chłopcy, spokojna głowa.
Miłego czytania i zostawcie komentarze!

5 komentarzy = next!

niedziela, 17 maja 2015

Chapter Four


********

          Kiedy następnego dnia rano podniosłam się z łóżka nie marzyłam o niczym innym, jak ponowne zamknięcie oczu już do końca świata. Wiedziałam jednak, że muszę się podnieść i wyrobić na pierwszą lekcję w szkole, bo w innym przypadku mój stan może się jeszcze bardziej pogorszyć. Podniosłam się powoli z posłania, przy okazji wyłączając budzik, który nieustannie dzwonił. Podparłam się o szafkę nocną, stojącą zaraz obok i złapałam oddech, żeby przypadkiem po drodze do łazienki nie stracić równowagi. Mam nadzieję, że ból, spowodowany długim odpoczynkiem moich mięśni za chwilę minie, bo w innym przypadku nie będę w stanie długo wytrzymać na lekcjach.
          Stanęłam ubrana przed lusterkiem i uważnie przyjrzałam się swojemu koszmarnemu odbiciu. Nigdy za często nie malowałam się do szkoły - tylko, kiedy mojej matce puszczały nerwy tak, jak wczorajszej nocy. Nie pamiętam jednak, żeby uszkodziła moje ciała aż tak bardzo. Moi przyjaciele na pewno zauważą, że coś ze mną jest nie tak. Miałam tylko cichą nadzieję, że uda mi się wymyślić jakąś wiarygodną wymówkę.
          Wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi. Wsadziłam klucze do kieszeni i wolnym krokiem udałam się w kierunku przestanku. Miałam jeszcze sporo czasu do autobusu, ale za wszelką cenę chciałam wydostać się ze swojego domu. Matka przecież w każdym momencie mogła wrócić i znaleźć byle jaki pretekst do kolejnego podniesienia na mnie reki. Nienawidziłam jej całym sercem, ale musiałam wytrzymać z nią te kilka lat. Starałam się zdobywać jak najlepsze oceny, aby dostać się do jakiejś dobrej uczelni, kilkaset tysięcy kilometrów od miejsca, w którym jedyną pewną rzeczą jest moja śmierć.
          Droga do mojej szafki dłużyła mi się bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Miałam nieodparte wrażenie, że wszyscy mijani przeze mnie ludzie przyglądali mi się z nieukrywaną ciekawością. Chciałam zatrzymać się i zapytać, o co im do cholery chodzi, ale nie miałam na tyle odwagi. Mogłam się więc jedynie domyślać, że chodzi o makijaż, którego mam nieprzeciętnie dużo. Klęłam na siebie w myślach, że jednak postanowiłam przyjść tamtego dnia do szkoły. Przecież zawsze mogłam podrobić zwolnienie, jak robiłam to niezliczoną ilość razy, zawsze kiedy dostawałam w twarz od mojej kochanej matki. Żałowałam, że i tamtym razem nie postawiłam na takie, idealne wręcz rozwiązanie.
          Stanęłam przed rządkiem metalowych pojemników i otworzyłam drzwiczki do swojego. Zaczęłam przeczesywać wzrokiem wszystkie swoje książki w poszukiwaniu tych od języka angielskiego. Lubiłam ten przedmiot, a nauczycielka, która go nauczała była jedną z najlepszych, na jakie kiedykolwiek mogłam trafić. Żałowałam, że nie była moją wychowawczynią. Na jej lekcjach zawsze byłam najlepsza, dzięki czemu traktowała mnie prawie na równi ze swoimi znajomymi i poprosiła mnie, żebym nie bała się przychodzić do niej z jakimkolwiek problemem. Chciałam, naprawdę chciałam powiedzieć o tym, co robiła mi matka, ale nie byłam w stanie przemóc się i pójść do niej. Zawsze w ostatnim momencie zawracałam i uciekałam, jak ostatni tchórz.
          Usiadłam na parapecie przed salą i wyjęłam telefon w celu sprawdzenia swojego maila. Od wczoraj ani razu nie miałam okazji otworzenia go, przez co mam dośc spore zaległości w czytaniu komentarzy. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko, skanując wzrokiem pierwszy z nich. Niektóre naprawdę potrafiły poprawić humor. Przewijałam palcem po ekranie, kiedy zadzwonił dzwonek. Zablokowałam telefon i schowałam go do kieszeni. Weszłam do sali, w której zajęłam swoje stare miejsce. Nauczycielka sprawdzała obecność. Wyciągnęłam zeszyty i ułożyłam je na stoliku. Zaczęłam bawić się swoim długopisem, pustym wzrokiem obserwując kartkę w kratkę. Czekałam na podyktowanie tematu, kiedy nagle w mojej głowie pojawił się pomysł na kolejny rozdział. Sprawdziłam tylko, czy nikt na mnie nie patrzy i natychmiast zaczęłam pisać.

         Zayn leżał na łóżku i wpatrywał się w ekran swojego telefonu, oglądając ostatni występ dziewczyn. Od razu mógł dostrzec, jak wielki talent posiadają. Widać, że w każdą piosenkę wkładały całą swoją pasję. Poruszały się w rytm granej muzyki, bawiły się mimiką twarzy i sprawiały, że każda, znajdująca się na sali osoba tańczyła. Wprowadzały ludzi w radość, smutek i zadumę - potrafiły grać na ludzkich uczuciach, najprawdopodobniej nie zdając sobie z tego żadnej sprawy. Z ciekawości zobaczył jeden wywiad z nimi. Były skromne, wyglądały jakby chciały się wycofać. Pokazywały zupełnie coś innego, niż na scenie. Tam były we własnym świecie, a siedząc przed dziennikarzami musiały zderzyć się z tym prawdziwym.

          - Dlaczego pierwszym, co widzę na twojej kartce jest słowo Zayn? - podskoczyłam, zwracając na siebie uwagę wszystkich, kiedy Niall powiedział ostatnie słowa. Zamknęłam zeszyt, mrożąc go wzrokiem. On miał tego nigdy nie zobaczyć. Tak samo, jak cała reszta tej klasy.
          - Odsuń się ode mnie, albo wbiję ci długopis w oko - mruknęłam, Doskonale wiedział, że nie żartuję, przez co natychmiast się odsunął. Zdążył jednak przyjrzeć się uważnie mojej twarzy z nadmiarem makijażu. Skuliłam się w sobie, spuszczając głowę, żeby włosy mnie zasłoniły. Coraz bardziej zaczynałam żałować, że przyszłam do szkoły.
          Po skończonej lekcji szybkim tempem udałam się w kierunku wyjścia. Chciałam uniknąć rozmowy z przyjacielem. Wiedziałam, że będzie pytał o to, co pisałam. Nie miałam siły wymyślić nawet jednej wymówki. Tym bardziej jakiejś dotyczącej mojego przesadnego makijażu. Rozejrzałam się uważnie, chcąc upewnić się, że nikt mnie nie obserwuje. Szłam w miarę spokojnie, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Tylko tego mi jeszcze brakuje; żeby ktoś podkablował mnie do nauczycieli. Na pewno zadzwoniliby do mojej matki, że poszłam na wagary, a tak wykręcę się, że na pierwszej lekcji nauczycielka przez przypadek wpisała mi obecność i wcisnę wychowawczyni podrobione zwolnienie. Tak, zdecydowanie właśnie tak powinnam zrobić.
          Drogę do domu pokonałam na piechotę. Bałam się, że trafię na starszego mężczyznę, który przecież znał mnie tak dobrze. Wiedziałam, że nie zadałby ani jednego pytania; nie był jednym z tych wścibskich staruszków, którzy muszą wiedzieć wszystko na temat ludzi z miasta. Jednak jego wzrok na pewno towarzyszyłby mi przez cały czas, spędzony w autobusie. Idąc, miałam spuszczoną głowę, nie chcąc pokazywać twarzy. Bałam się spotkać kogoś znajomego, szczególnie kiedy znalazłam się już na mojej dzielnicy.
          Odetchnęłam z ulgą, kiedy tylko znalazłam się w domu. Odłożyłam ostrożnie klucze na szafkę i zdjęłam buty. Chciałam narobić jak najmniej hałasu w razie, gdyby moja matka gdzieś tutaj była. Wiedziałam, że jest wcześnie i byłoby to niemożliwe, ponieważ pracowała, ale głęboko zakorzeniony w moim umyśle strach dawał się we znaki. Weszłam po schodach, a następnie do swojego pokoju, gdzie rzuciłam plecakiem na łóżko. Musiałam w końcu zmyć z siebie cały ten makijaż, ponieważ zaczynałam się pod nim dusić. Nienawidziłam malowania się.
          Drzwi do łazienki zostawiłam otwarte, w końcu byłam zupełnie sama. Wydobyłam z szafki za lusterkiem płatki kosmetyczne wraz z płynem do demakijażu. Delikatny uśmiech pojawił się na mojej twarzy wraz z pierwszym pociągnięciem. Szybko jednak zniknął, kiedy pierwsze siniaki z powrotem ujrzały światło dzienne. Poczułam obrzydzenie. Nie tylko do swojej matki, ale również do siebie. W końcu to ja zostałam oszpecona przez własną rodzicielkę. Czyżbym była aż taką porażką, skoro nawet ona nie potrafi okazać mi chociaż odrobiny miłości? Może ojciec zostawił nas właśnie przeze mnie, a nie przez nią, tak jak argumentował to w sądzie?
          Pisnęłam, słysząc dzwonek, który przeciął ciszę, panującą w budynku. Spanikowana popatrzyłam na swoje odbicie. Może powinnam poczekać z tym makijażem, albo przynajmniej nałożyć teraz szybko podkład? Nie miałam czasu na myślenie, dzwonek coraz częściej dzwonił. Zbierając w sobie całą odwagę, na jaką w tamtym momencie było mnie stać, zeszłam po schodach i spojrzałam przez wizjer.
        - Niall proszę, idź sobie! - krzyknęłam starając się brzmieć jak najnormalniej. Nie chciałam, aby przyjaciel zorientował się, że coś jest nie tak... chociaż chyba było na to już za późno. Zerknęłam w lustro naprzeciw mnie, wzdrygając się na sam swój widok. Jeżeli Niall zobaczy mnie w takim stanie, zejdzie na zawał.
        - Dan, otwieraj te cholerne drzwi. - odpowiedział uderzając ręką w drewno. Podskoczyłam przestraszona na jego nagły ruch. Był wściekły. - Nie odejdę, dopóki nie upewnię się, że wszystko z tobą okej.
       - Wszystko okej możesz iść!
        - Nie wierzę ci! Otwieraj drzwi, Danielle. - zawołał, szarpiąc za klamkę.
      Oparłam się o ścianę za mną, analizując sytuację, w której się znalazłam. Jeżeli nie wpuszczę Nialla, będzie stał pod moim domem, aż mu nie ulegnę, jednak kiedy tylko przekroczy próg mojego domu i zobaczy moją twarz, wpadnie w szał. Westchnęłam ciężko, lekko uderzając tyłem głowy o ścianę. Cholerny Niall...
        - Danielle...!
     Zrezygnowana przekręciłam kluczyk w zamku, szybko idąc do swojego pokoju. Miałam głupią nadzieję na wymyślenie w jaki sposób ukryje swoją twarz przed przyjacielem. Zagryzłam wargi słysząc zbliżające się kroki.
        - Czemu wyszłaś ze szkoły? - zapytał na wstępie. Czułam na plecach jego wzrok. mimo to nie odwróciłam się, ciągle wpatrując się w wiszący obraz. Wzruszyłam ramionami, kątem oka obserwując blondyna. Chłopak rozejrzał się po pokoju, skupiając swój wzrok na otwartym laptopie. Znieruchomiałam, kiedy przypomniałam sobie, że zostawiłam go uruchomiony na wersji roboczej nowego odcinka na bloga. Wciągnęłam powietrze, kiedy blondyn nachylił się, dokładnie skanując otwartą kartę, aby po chwili po woli się wyprostować i spojrzeć na mnie. - Ty prowadzisz bloga o Mii.
~*~
Dwa dni trzy rozdziały. Uwaga ludzie, Jesica Evans pobija własne rekordy!
Co prawda rozdział skończyłam pisać sama, jeszcze zanim Charlie sobie wszystko przypomniała, ale głupio mi było publikować cokolwiek bez jej wcześniejszego przeczytania tego. W sumie to jej blog, a ja miałam tylko pomagać i jak się okazało dopisała jeszcze coś od siebie, więc warto było poczekać, prawda? :)
Swoją drogą... Charlie wróciła! Pewnie już to wiecie, ale wróciła :D
Tyle na dzisiaj.
Pozdrawiam i życzę udanej końcówki niedzieli,
Jesica Evans xx