sobota, 18 lipca 2015

Chapter Nine


*******

- Mówiłem to dzisiaj kilka razy i powtórzę jeszcze raz: jesteś idiotą Paul - syknąłem do telefonu, przerywając mężczyźnie w pół słowa. Zdenerwowany zacisnąłem palce na aparacie, starając się opanować, jednak mimo moich starań czułem, że lada chwila wybuchnę. Skupiłem się na bezsensownym tłumaczeniu managera, przygryzając wargę tak mocno, aż poczułem metaliczny posmak krwi. - Nie obchodzi mnie to, Paul! Najzwyczajniej w świecie podałeś nam nie ten adres! To nawet nie jest ten sam kraj! - sapnąłem.
       Razem z Niallem spędziliśmy kilka ostatnich godzin, aby dotrzeć na drugi koniec Anglii, gdzie mieliśmy się spotkać z autorką opowiadania, które zostało nam zaprezentowane w ostatnich dniach. Jak zwykle bywa w naszym przypadku, coś nie wypaliło, tylko tym razem, nie było tutaj ani krzty naszej winy. Owszem, na miejscu czekała na nas dziewczyna, która - jak się potem okazało - tylko tłumaczyła je na język angielski. Prawdziwa autorka bloga mieszkała w Stanach, gdzie niezwłocznie mamy się udać.
       Zza moich pleców, dobiegł mnie cichy chichot Nialla i Madison - ta dwójka znała się zaledwie dwie godziny, a już znaleźli wspólny język. Odwróciłem się w ich stronę, groźnie mierząc ich spojrzeniem, na co wzruszyli ramionami. Moje zdenerwowanie najwyraźniej ich bawiło.
- Daj spokój Liam, każdemu się zdarza - burknął Paul, szybko stukając w klawisze. Wywróciłem oczami, powstrzymując się od komentarza, który cisnął mi się na usta. Oh, więc nasz manager może się mylić, wysyłać nas nie wiadomo gdzie i marnować nasz czas na zadupiu, kiedy my nie możemy się nawet potknąć na scenie? - Rezerwuje wam loty do USA. Gdzie dokładnie ta dziewczyna mieszka?
- Los Angeles - mruknąłem, ściskając nasadę nosa. Chciałem jak najszybciej pozałatwiać wszystkie sprawy związane z promocją i zaszyć się w swoim pokoju z butelką piwa w ręce i maratonem "Przyjaciół" na płycie. Dodatkowo irytował mnie fakt, że musieliśmy załatwić to osobiście, podczas gdy osoby odpowiedzialne za nasz PR grzały sobie tyłki na Hawajach, albo na jakiś innych wyspach. Jasne, chciałem poznać dziewczynę, która napisała to opowiadanie, ale w całkowicie innych warunkach. Już bez umów, papierków i innych tego typu bzdetów. Tylko czyste, kulturalne spotkanie. Zapoznawcze, jak nazywa je Harry.
- Dobra mam. Wylądujecie na lotnisku LAX, samolot macie za dwie godziny, a adres - tym razem ten prawidłowy - prześle Niallowi na telefon - powiedział w końcu.
- Wykluczone, oglądałeś telewizję? Oberwanie chmury, nie wyjedziemy stąd. Zamknęli ulice, co najmniej do jutra. - rzucił Niall, wyrywając mi telefon z dłoni. Jęknąłem cicho, opadając na fotel i chowając twarz w dłonie. Nawet pogoda było przeciwko nam.
       Rozejrzałem się po salonie, dopiero teraz zauważając jego prosty, ale nowoczesny wygląd. Przypominał mi w niewielkim stopniu mój dom rodzinny - brakowało mi tylko krzątającej się po kuchni mamy i zapachu cynamonowych ciasteczek unoszący się w powietrzu.
       Westchnąłem zrezygnowany, kiedy za oknem na kilka sekund się rozjaśniło, a następnie nastąpił huk. No tak, co to za ulewa, bez porządnej burzy?
- Załatwione. Lot mamy jutro o jedenastej rano. Teraz musimy znaleźć jakiś hotel, aby przenocować - zawołał blondyn oddając telefon. Dźwignąłem się z fotela, zgarniając kurtkę i ubierając ją. Przeklinałem swoją arogancję za odczepienie od niej kaptura, przez co teraz nie miałem żadnej ochrony przed porowatym deszczem. - Dziękujemy ci Madison za wszystkie informacje i przepraszamy za to całe zamieszanie.
       Dziewczyna machnęła roześmiana ręką, odprowadzając nas do drzwi i wskazując drogę do najbliższego hotelu. Wystarczyło przejść dwie ulice, które niestety musieliśmy przebiec, aby się tam znaleźć. Auto zostało na podjeździe Madison - odebrać mieliśmy je jutro.
     Tak jak mówiła dziewczyna, po chwili wyłonił się przed nami szyld hotelu. Niepewnie weszliśmy do środka, rozglądając się po wnętrzu i szukając wzrokiem jakiegokolwiek pracownika. Zrezygnowany podszedłem do kontuaru, naciskając mały, złoty dzwoneczek. Po dość długim czasie (i kilkunastu uderzeniach w ten cholerny dzwonek) zza zakrętu wyłonił się starszy, gruby mężczyzna. Ociężale podszedł do kontuaru, niemrawo się uśmiechając. Zacisnąłem dłoń w pięść, dostrzegając w jego oczach błysk.
- W czym mogę panom pomóc? - zapytał, zacierając ręce. Warknąłem niemiło, wyczekująco na niego patrząc. Czego może chcieć dwójka, przemoczonych do suchej nitki facetów?
- Liam, opanuj się - Niall szturchnął mnie w plecy, po czym spojrzał na prawdopodobnie właściciela - Dwa pokoje jednoosobowe, na jedną noc.
       Mężczyzna zacmokał niezadowolony, kręcąc głową. Wstukał coś na klawiaturze, ponownie na nas spoglądając.
- Niestety, ale mamy wolny tylko jeden pokój i to właściwie jednoosobowy. Możemy wstawić drugie łóżko, za oczywiście odpowiednią zapłatą - uśmiechnął się znacząco patrząc na wypchany, czarny portfel Nialla. Zagotowało się we mnie, jednak ostrzegawcze spojrzenie blondyna sprawiło, że jedynie zacisnąłem mocniej usta. - To jak będzie?
- Niech pan da ten cholery pokój. Żadnego dodatkowego łóżka - splunąłem, ignorując spojrzenie przyjaciela. Facet zachłysnął się powietrzem, jednak posłusznie podał nam klucz i zażądał zapłaty. Chwyciłem metal w dłonie, wchodząc po schodach na kolejne piętra. Chwilę później poczułem na plecach oddech Nialla.
       Znalezienie właściwego pokoju, nie zajęło nam sporo czasu. W końcu drzwi z cyfrą "32" stanęły przed nami otworem. Pokój nie był duży, pomieścił łóżko jednoosobowe, szafę, telewizor i fotel. Bez słowa opadłem na jedyne siedzenie w tym pomieszczeniu, odstępując przyjacielowi łóżko. Musiał się wyspać - to on w końcu prowadzi nasze auto.
       Irlandczyk zamknął się w łazience, krzycząc, abym odebrał wózek z jedzeniem. Byłem pewny, że facet zza kontuaru policzył sobie dwukrotnie za podesłanie nam późnego obiadu. Stary zgred.
       Chwyciłem pilot, uruchamiając telewizor, starając się znaleźć coś, co mogłoby mnie zainteresować. Niestety, oprócz prognoz pogody, wiadomości i powtórek serialu, nie było nic ciekawego. Odłożyłem pilot tępo wpatrując się w reporterkę mówiącej o spadkach notowań na giełdzie. Na szczęście kilka minut później rozległo się pukanie do drzwi. Ociężale podniosłem się z miejsca, otwierając je i dobierając wózek z jedzeniem. Uderzyłem dłonią w ścianę łazienki, każąc Niallowi się pospieszyć. Chwilę później oboje leżeliśmy na podłodze jedząc naleśniki.
- Hej, Liam... - spojrzałem na chłopaka, siłującego się z butelką napoju. - Kiedy ty wrzeszczałeś na Paula, Madison powiedziała mi kilka ciekawych rzeczy na temat... eee... Jak jej było? Danielle?
- spojrzał na mnie niepewnie. Skinąłem głową, zachęcając go do dalszego mówienia. Blondyn wyprostował się, wyciągając przed siebie palce prawej dłoni i chwytając się za jeden z nich - Dobra. Po pierwsze - zgiął go - dziewczyna jest Polką i mimo, że mieszka w USA pisze po polsku, aby nie zapomnieć ojczystego języka - pokiwałem głową rozumiejąc. - Po drugie - zgiął kolejny palec - Ma 17 lat. - uniosłem brwi w zaskoczeniu. Dziewczyna nie była nawet pełnoletnia, brakowało jej czterech lat!* - A więc co za tym idzie... Chodzi do szkoły. Prawdopodobnie kiedy tam przylecimy, będzie już po, ale nic nie wiadomo - dodał po chwili. Przygryzłem wnętrze policzka, gorączkowo myśląc. Skoro ma dopiero 17 lat, zgodę na naszą współpracę będą musieli podpisać jeszcze jej rodzice. Czyli dodatkowa robota. - I ostatnia rzecz - Niall zgiął trzeci palec - Danielle jest strasznie nieśmiała. Będzie z tym mały problem.
- Wygląda na to, że napotykają nas same problemy - mruknąłem kładąc się na plecach i zakładając ręce za głowę. - Najpierw pomyliliśmy dziewczynę, potem ta pogoda... Zaczynam wątpić czy dobrze robimy jadąc tam - przyznałem.
- Daj spokój, w końcu sam nalegałeś na tą współpracę. Poradzimy sobie, zobaczysz. To tylko podpisanie kilku papierów. Na twoim miejscu zastanawiałbym się czy laska nie jest jedną z tych "szalonych" Directionerek. Nie chciałbym jej ratować, gdyby zemdlała.
       Zaśmiałem się na sposób w jaki to powiedział. Miał rację. Dziewczyna miała ogromny talent, a tego nie wolno było nam zmarnować.
       Uniosłem się na ramionach, zerkając na przyjaciela. Cieszyłem się, że to właśnie jego wziąłem na tę szaleńczą wyprawę. Co prawda mogłem wziąć Zayna (mimo, że od samego początku był przeciwny temu pomysłowi), jako głównego bohatera, jednak wizja naszej dwójki razem nie spodobała się zarządowi. Razem byliśmy bandą popapranców, nie wiadomo co strzeliłoby nam do głów. Kazano nam ograniczyć jakiekolwiek szkody do minimum.
- Idę pod prysznic, a ty idź spać - powiedziałem widząc jak Irlandczyk powoli zasypia. - Zajmujesz łóżko - dodałem po chwili groźnie na niego patrząc.
- Ale Liam... Ty nie masz...
- Cicho, ja mam fotel. Bez dyskusji, Niall. To ty jesteś kierowcą, musisz odpocząć, jeżeli mamy dojechać na lotnisko żywi - zaśmiałem się, biorąc czysty ręcznik i zamykając się w łazience. Dopiero, kiedy usłyszałem charakterystyczne skrzypienie sprężyn, uginające się pod ciałem chłopaka, zająłem się sobą.

~*~

       Niall głośno chrapał, podczas kiedy ja przewracałem się na fotelu. Mimo zmęczenia nie mogłem zasnąć i nie była to wina Irlandczyka. Moje myśli zaprzątała Danielle, obawiałem się tego jak zareaguje na nasz widok. Pomimo obietnicy Paula, że wcześniej poinformuje nastolatkę o całej sprawie, miałem pewne obawy.
       Westchnąłem wstając z niewygodnego fotela, po czym podszedłem do okna. Deszcz nadal padał, jednak w mniejszym natężeniu niż wcześniej. Istniała więc spora szansa, że rano powita nas delikatna mżawka. Przygryzłem wnętrze policzka, niepewnie spoglądając na przyjaciela, a kiedy upewniłem się, że ten śpi i nie ma zamiaru nagle się obudzić - szybko narzuciłem na siebie ubrania, od razu wychodząc z pokoju. Zbiegłem po schodach mijając śpiącego recepcjonistę, zakładając na głowę kaptur bluzy Nialla. Pchnąłem masywne drzwi, dzięki czemu znalazłem się na zewnątrz, otoczony wilgotnym powietrzem. Leniwie przeszedłem na drugą stronę ulicy, rozglądaąc się dookoła. Oprócz kilku domów i jednego sklepu w zasięgu wzroku nie było nic ciekawego. Mruknąłem cicho przekleństwo, kierując się - jak sądziłem - w stronę wyjazdu z miasta.
     Kolejny raz zaciągnąłem się powietrzem, delektując się jego świeżością. W Londynie nie mogłem liczyć na takie atrakcje, dlatego zamierzałem nacieszyć się tym najdłużej jak tylko mogłem.

A Thousand Years

     Błogą ciszę przerwał wydobywajacy się z kieszeni spodni cichy dźwięk. Niezadowolony z tego że ktoś przerywa moją chwile relaksu, wyciągnąłem telefon. Ekran zaświecił się jaskrawym światłem, oślepiając mnie na kilka sekund. Nerwowo zamrugałem, odganiając mroczki i zmrużyłem oczy starając się odczytać powiadomienie migające na wyświetlaczu. Chwilę potem uśmiechnąłem się szeroko klikając na prostokącik. Właśnie dodano nowy odcinek.

     " Głośno zaśmiałam się, kiedy Zayn ponownie uniósł mnie wysoko w powietrze. Kurczowo chwyciłam jego dłonie bojąc się nagłego upadku. Moja długa, fioletowa suknia oplatła nasze nogi w radosnym tańcu, a chłopak powoli wykonał kolejny krok. Pisnęłam, kiedy delikatnie się zachwiał, a w następnym momencie stałam już obiema nogami dotykając parkietu. Dyskretnie spojrzałam na nasze odbicie w lustrze, podziwiając smukłą i wysoką sylwetkę chłopaka. Powoli przejechałam dłonią po jego odsłoniętych tatuażach, delikatnie odznaczając ich kontury. 
- Jak tak dalej pójdzie, nie nauczymy się tego układu - zaśmiałam się cicho, w końcu spoglądając na twarz Zayna. Mulat wzruszył ramionami, cofając się kilka kroków do tyłu i chrząkając.
      Bezwładnie opuściłam swoje ramiona, odwracając się, chcąc za wszelka cenę ukryć rosnące rozczarowanie. Nie powinnam była nic od niego oczekiwać. Zayn nie jest zdolny do kochania kogoś. - Tak... Ja...myślę, że na dzisiaj skończyliśmy - mruknęłam zbierając swoje rzeczy. Tak naprawdę przez cały trening nauczyliśmy się tylko kilku  podstawowych kroków, przez co wiedziałam, ba czułam w kościach, że w następnym odcinku nie zatańczę z Zaynem.
- Dopiero zaczęliśmy - chłopak jęknął przecierając twarz dłońmi. Zamknęłam oczy, wzruszając ramionami i szybko przechodząc przez środek sali. Starałam się powstrzymać napływające do oczu łzy, a prawdę mówiąc, starałam się nie rozpłakać przy Maliku. To ostatnia rzecz, jaką w tej chwili chciałam. Pisnęłam, kiedy szorstka dłoń, chwyciła mój łokieć, a po chwili zostałam przyciśnięta do jednego z luster, znajdujących się w sali. Opuściłam głowę, jednak prawie natychmiast zostałam zmuszona do ponownego podniesienia jej - Dlaczego płaczesz?
          Jęknęłam, kiedy przejechał swoją dłonią po moim policzku, ścierając moje łzy. Chwilę potem oparł swoje czoło o moje, w milczeniu wpatrując się w moje oczy. Jego piękne brązowe tęczówki, uważnie skanowały moją twarz, szukając w niej czegoś. Zmarszczył brwi, delikatnie się odchylając, aby kilka sekund później gwałtownie wpić się w moje usta.
     Zaskoczona, znieruchomiałam, aby w końcu zarzucić swoje ramiona na szyi chłopaka. Dłonie Zayna znalazły się na moich udach, unosząc mnie i opierając plecami o zimną powłokę lustra. Bezwiednie pogłębiłam pocałunek oplatając nogi wokół pasa Malika i przyciągając go do siebie. Całował natarczywie i zachłannie, jakby bał się, że od niego ucieknę. Jego dłonie powoli jeździły po moim ciele, rozbudzając w moim brzuchu rosnące pożądanie. Syknęłam cicho, kiedy jego usta znalazły się na mojej szyi tworząc malinkę. Delikatny ból został zaraz zastąpiony przez czuły pocałunek złożony w tym samym miejscu. 
     Oderwaliśmy się od siebie, ciężko oddychając. Chłopak w milczeniu postawił mnie na ziemi, cały czas bacznie obserwując. Oparłam głowę na lustrze, starając się opanować rozbiegane emocje. Pokręciłam głową, zanosząc się płaczem.
- Mia...- Zayn niepewnie zbliżył się do mnie, nie rozumiejąc mojej reakcji. Odepchnęłam jego wyciągnięte ręce, na co zmarszczył brwi zawiedziony. - Mia, co się stało?
- Ty się stałeś! - krzyknęłam wprawiając go w jeszcze większe zaskoczenie. Otarłam spływające łzy, gniewnie wpatrując się w sylwetkę chłopaka - Najpierw mówisz mi jaka jestem cudowna, potem zaczynasz wykręcać się Perrie, następnie mi mówisz, że miedzy nami nic nie może się wydarzyć, a na sam koniec mnie całujesz! - wyrzuciłam z siebie wszystko co leżało na moim sercu. Zayn kolejny raz próbował do mnie podejść, jednak znowu został odepchnięty. Niepewnie schował dłonie do kieszeni, nerwowo się rozglądając po pomieszczeniu. - Mówisz jedno, a robisz drugie Malik. Pocałowałeś mnie, a masz narzeczoną, co z tego, że ustawioną? Nadal jesteś z nią w pewien sposób związany. Powiedz mi tylko jedno Zayn... - zbliżyłam się do niego, oskarżycielko patrząc w smutne oczy - Czy ten pocałunek, coś dla ciebie znaczył?
     Jedyne co dostałam w odpowiedzi to milczenie. Zamknęłam oczy, oddychając głęboko. Czułam jak moje serce upada. Popełniłam błąd zakochując się w nim. Popełniłam błąd pozwalając oczarować się jego słowom. Skinęłam głową, odpowiadając sobie na nieme pytanie, ponownie biorąc do ręki torbę i wychodząc z pomieszczenia. Byłam niemal pewna, że chwile po trzaśnięciu drzwi, po budynku rozniosło się echo tłuczonego lustra. A może było to moje serce?"

     Zmusiłem się do zamknięcia, uchylonych od pewnego czasu ust. Przeskanowałem wzrokiem długość odcinka, decydując się dokończyć resztę jutro w samolocie. Niepewnie dotknąłem moich rozgrzanych policzków, ciesząc się z panującego dookoła chłodu. Istniały spore szanse, ze zdążę ochłonąć zanim wrócę do pokoju.
     Nie miałem pojęcia co wywołało u mnie taką reakcję, jednak wszystkie wątpliwości jakie miałem, były już mało ważne. Teraz chciałem jak najszybciej poznać dziewczynę, która stworzyła ten blog.

*- w USA, pełnoletność zdobywa się z osiągnięciem 21 lat, dlatego Liam mówi potem, że zostały jej 4 lata.

********
Jak się macie? Jest prawie druga ale ciiii :)

10 komentarzy next!

poniedziałek, 13 lipca 2015

Chapter Eight

*******
         Powoli otworzyłam oczy i z cichym westchnieniem wyjrzałam za okno. Byłam na siebie zła, że wczoraj w nocy nie zasunęłam nawet zasłon, przez co słońce wpadało do mojego pokoju i obudziło mnie w mało przyjemny sposób. Była niedziela, ostatni dzień mojej 'wolności', który w całości chciałam przespać. Niestety nie mogłam tego zrobić przez moją własną głupotę i lenistwo.
          Podniosłam się do pozycji siedzącej, zgięłam nogi w kolanach i oparłam się o nie łokciami. Gdyby moja matka zobaczyła bałagan, jaki panował w całym pomieszczeniu, na pewno wyżyłaby się na mnie za niedopilnowanie swoich obowiązków. Przewróciłam oczami, uświadamiając sobie, że jeżeli chcę zdążyć że wszystkim do jutrzejszego, popołudniowego powrotu mamy do domu, to muszę się wziąć za posprzątanie bałaganu i za zrobienie zakupów. Nie mogłam przecież dopuścić do sytuacji sprzed kilku dni, bo byłabym zmuszona do ponownego opuszczenia lekcji, a za którymś razem ktoś w końcu zorientowałby się, że coś jest nie tak, jak powinno. Mimo wszystko nie chciałam tego. To całe zamieszanie z policją na każdym kroku nie było dla mnie. No i nie chciałam skończyć w domu dziecka. Wolałam być niewolnicą we własnym domu, niż musieć go na stałę opuścić.
         Niechętnie podniosłam się z łóżka, przez cały czas dręczona nieprzyjemnymi myślami. Jestem pewna, że nikt nie chciałby rozpoczynać dnia od ponurych przemyśleń na temat przyszłości. Czułam, że tamten dzień nie będzie udany.
          Przeciągnęłam się, nie zwracając uwagi na to, że odsłaniam kawałek posiniaczonego brzucha. Byłam sama w domu i nikt nie miał prawa mi się przyglądać. Wolnym, wręcz ślamazarnym krokiem ruszyłam w kierunku kuchni. Mój żołądek domagał się śniadania. Miałam cichą nadzieję, że mimo wszystko znajdę coś w lodówce i przeciągnę wyjście na zewnątrz najdłużej, jak to tylko będzie możliwe. Nie chciałam pokazywać ludziom swojej twarzy, ponieważ ślady pobicia były jeszcze widoczne, a postanowiłam oszczędzić sobie makijażu - w końcu przez najbliższy tydzień i tak będę zmuszona go nadużywać.
          Otworzyłam lodówkę. Na drzwiach znajdował się karton mleka i kilka jajek, a na jednej z półek leżała kostka białego twarogu. Zaczęłam rzuć swoją wargę, Rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu chleba, albo bułek. Znalazłam tylko jedną w chlebaku, ale okazało się, że jest zupełnie wyschnięta. Przewróciłam oczami, zamykając lodówkę, po czym podeszłam do koszyka z owocami i chwyciłam banana. Był lekko brązowy z jednej strony, ale na szczęście nie smakował jakoś tragicznie.
       Kiedy skończyłam śniadanie zupełnie nie wiedziałam, co mogłabym ze sobą zrobić. Zdawałam sobie sprawę, że gdybym wcześniej zaczęła porządki, to nie musiałabym męczyć się z nimi do wieczora, ale mój leń nie pozwalał mi na podjęcie racjonalnych kroków.
          Telewizja jak zawsze nie pokazywała nic ciekawego w niedzielne popołudnie. Kilka programów katolickich, jakaś bajka, gotowanie i reality show. Zrezygnowana włączyłam kanał muzyczny i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie było z nim aż tak źle, jak z moim pokojem, ale zdawałam sobie sprawę, że chociażby jeden śmieć, leżący na podłodze mógłby wywołać awanturę, niewiele różniącą się od wojny. Oczywiście to ja po raz kolejny okazałabym się jej ofiarą.
         Podniosłam się i niemrawo ruszyłam z powrotem do kuchni. Wyrzuciłam ogryzek do kosza, znajdującego się pod zlewem, po czym poszłam po duży, plastikowy worek na śmieci. Zaczęłam zbierać do niego wszystkie pudełka po sałatkach, jakie zamówiłam przez ostatnie trzy dni. Nie chciało mi się samej gotować, a mama zostawiła mi pieniądze na jedzenie, więc zamierzałam z tego skorzystać. Następne były metalowe puszki, pozostawione przez Nialla. Przyszedł do mnie w sobotę. Sam, ponieważ nie chciałam żeby więcej osób dowiedziało się o moim sekrecie. Nie tylko tym, który widać już na pierwszy rzut oka, ale również tym, o których chłopak dowiedział się przez moją własną głupotę.
      Godzinę później ustawiałam już dwa worki przed domem. Widziałam starszą sąsiadkę, mieszkająca na przeciwko, która uważnie przyglądała się moim poczynaniom. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, ignorując kobietę. Razem ze swoimi przyjaciółkami były największymi plotkarami na świecie. Nienawidziłam jej, ponieważ to ona rozsiewała plotki o tym, co działo się u mnie w domu. W końcu mieszkając na przeciwko mogła doskonale usłyszeć, jak matka się na mnie drze i jak uderza mną o ścianę. Dlaczego więc ani razu nie zareagowała?
          Weszłam z powrotem do budynku, nie chcąc dłużej dawać jej widoku na moja niepomalowaną, posiniaczoną twarz. Pewnie i tak znalazła już milion nowych pomysłów do tego, jak oczernić mnie przed swoimi przyjaciółeczkami, żeby to właśnie jej słuchały na kolejnym spotkaniu.
          Kiedy drzwi zamknęły się za mną, zaczęłam rozglądać się po holu. Podeszłam do swoich butów i starannie ułożyłam je na specjalnie przygotowanej do tego półce. Westchnęłam ciężko, zdając sobie sprawę z faktu, że muszę jeszcze raz zmierzyć się ze światem zewnętrznym, chociażbym nie wiem, jak bardzo starła się tego uniknąć. Musiałam przecież mieć z czego przygotować obiad kolejnego dnia. Pewnie matka i tak go nie dotknie, ale oberwie mi się, jeżeli ciepły posiłek nie będzie na nią czekać.
          Pobiegłam szybko na piętro, kiedy do mojej głowy wpadł genialny pomysł. Wbiegłam do swojego pokoju i chwyciłam telefon, od razu wyszukując numer mojego przyjaciela. Musi mi w końcu jakoś zrekompensować fakt, że grzebał w moim komputerze. Nie musiałam długo czekać, aż odbierze.
- Niall, potrzebuję koniecznie twojej pomocy - powiedziałam od razu po usłyszeniu 'halo' z drugiej strony słuchawki. Rozespany głos mojego przyjaciela ewidentnie wskazywał na to, że go obudziłam, ale jakoś nie za bardzo przejęłam się tym faktem. W końcu on sam nie raz robił mi podobne pobudki.
- Sorry, Danielle. Nie mam siły na to, żeby otworzyć oczy, a gdzie tutaj mowa o ratowaniu ludzkości? - mruknął. Usłyszałam szelest. Domyśliłam się, że blondyn zmienił swoją pozycję.
To naprawdę bardzo ważne, Ni! Błagam, zrób mi niewielkie zakupy. Wyślę ci wszystko sms'em. Nie chcę już dziś wychodzić z domu. Ta stara ropucha na pewno tylko czeka na więcej plotek na mój temat.
- Masz szczęście, że jestem twoim najlepszym przyjacielem. Mo na pewno nie paliłaby się nawet do tego, żeby odebrać telefon - rzucił, od razu po tym zrywając połączenie. Uśmiechnęłam się do siebie szeroko.
          Wystukałam szybko na telefonie listę potrzebnych produktów, które Ni zobowiązał się zakupić i wysłałam mu ją. Sama poszłam do swojego pokoju, żeby dodać w końcu coś na bloga. W końcu nie powinnam kazać czytelnikom aż tak długo czekać na odzew z mojej strony.
          Mimo, że miałam naprawdę dużo czasu wolnego, który chciałam całkowicie  wykorzystać i poświęcić blogu, od zeszłego tygodnia nie dodałam nic nowego. Brak jakiejkolwiek chęci do pisania oraz moje lenistwo zwyciężyły nad poczuciem zobowiązania względem moich czytelników. Nie czułam się z tym dobrze, dlatego chciałam za wszelką cenę zmienić stan rzeczy i pozbyć się wyrzutów sumienia.
           Uruchomiłam  komputer cierpliwie czekając aż wirtualna kartka papieru pojawi się na ekranie. Strzeliłam palcami, cicho mrucząc pod nosem zdania, które miały mi pomóc w kontynuacji historii. Przygryzłam górną wargę zmuszając mózg do kreatywnego myślenia i niepewnie wstukując pierwsze litery na klawiaturze.
         Dwie godziny później oderwałam się od urządzenia, zmuszona do wpuszczenia Nialla z zakupami. Chłopak z ulgą postawił kilkanaście plastikowych toreb na stoliku i z jękiem opadł na kanapę. Wywróciłam oczami, biorąc się za rozpakowywanie toreb i układanie niezbędnych do życia produktów na swoje miejsce. Na samym końcu wyciągnęłam portfel, oddając przyjacielowi całą sumę jaką przeznaczył na zakupy.
- Uratowałeś mi życie, Ni. - mruknęłam kiedy blondyn chował pieniądze.
- Wygląda na to, że zrobię to ponownie - zaśmiał się wskazując na ciągle panujący bałagan w domu. Westchnęłam zrezygnowana ciągnąć się za końcówki włosów. - Idź dokończyć pisać a ja wyręczę cię tutaj - dodał po chwili. Zaśmiałam się radośnie, klaszcząc w dłonie i biegnąc do swojego pokoju. Być może jeszcze dzisiaj dodam nowy odcinek.

*********
Witam wszystkich! Przepraszam za tak długą nieobecność, ale miałam kilka spraw.
Co do odcinka: ukłon w stronę Jesici, to ona stworzyła ten odcinek. Gifów i muzyki nie ma - niestety laptop ciągle jest zepsuty,a na tablecie gify niszczą ułożenie odcinka.


5 komentarzy = next