niedziela, 8 listopada 2015

Chapter Fourteen


*******

~Danielle ~

          Nie byłam zdziwiona, kiedy po otworzeniu oczu okazało się, że nie jestem w swoim pokoju, czy w samochodzie lekko spanikowanego Liama. Doskonale wiedziałam, że skończę w białym, szpitalnym pomieszczeniu, które wręcz odstraszało swoją sterylnością. Usiadłam powoli i skrzywiłam się mocno. Tępy ból rozszedł się po mojej czaszce. Wplotłam palce we włosy i zaczęłam okrężnymi ruchami puszków palców, masować skórę głowy. To zawsze działało. Spojrzałam w dół na swoje ubrania. Byłam szczerze zaskoczona, kiedy okazało się, że w dalszym ciągu mam na sobie swoje zakrwawione ciuchy, w których tutaj przyjechałam. Spodziewałam się, że przebiorą mnie w te białe stroje, rodem z psychiatryka. No cóż... Może po prostu naczytałam się za dużo książek i naoglądałam za dużo filmów.
          Powoli wstałam z łóżka. Musiałam jak najszybciej wrócić do domu, żeby wytłumaczyć to wszystko matce i - w najlepszym przypadku - błagać ją na kolanach, żeby pozwoliła mi z nią mieszkać przynajmniej do ukończenia osiemnastego roku życia. Nie udało mi się jednak zajść daleko, ponieważ poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie i przyciąga do siebie. Jęknęłam cicho, zaciskając powieki, kiedy ból po raz kolejny dał o sobie znać. Wyswobodziłam się z niechcianego uścisku i odwróciłam przodem do napastnika.
- Nie powinnaś opuszczać swojej sali. Lekarze podejrzewają lekki wstrząs mózgu, a nie podpięli ci żadnych kroplówek tylko dlatego, że nie wiedzieliśmy z Liamem na co jesteś uczulona - zmierzyłam uważnym wzrokiem Horana i cofnęłam się kilka kroków w tył. Nie chciałam, żeby mnie ktoś dotykał. Nadal byłam zbyt obolała. - Danielle, wróć do łóżka, a ja powiadomię lekarza o tym, że się obudziłaś.
           Niepewnie posłuchałam chłopaka, zagryzając nerwowo wargi. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść i pomyśleć nad wymówkę dla Liama. W końcu to on mnie znalazł poturbowaną po kolejnym  ataku szału mojej matki - wyjaśnienia w końcu się mu należą. Westchnęłam przeciągle wbijając znudzony wzrok w okno, odliczając kolejne sekundy od wyjścia blondyna. Zdecydowanie nie wracał przez dłuższy czas.
          Drzwi rozsunęły się, ukazując starszego, siwiejącego mężczyznę w białym kitlu. Uśmiechnął się zerkając na kartę przypiętą w nogach mojego łóżka i zapisując coś na kartce papieru.
- Jak się czujesz? Masz mdłości? Boli cię głowa? - zapytał, ściągając stetoskop z szyi i wkładając słuchawki do uszu.
- Czuję się dobrze, mogę już stąd wyjść?- mruknęłam, obracając się do niego plecami i podciągając koszulkę. Zacisnęłam zęby, ignorując narastający ból w całym ciele.
- Co to to nie. - zaśmiał się przykładając do pleców metalową część i nasłuchując. - Zrobimy c kilka badań, wyjdziesz dopiero, gdy zgłosi się po ciebie twój opiekun.
          Znieruchomiałam, tępo wpatrując się z mężczyznę. Mama... ona tutaj przyjdzie?!
          Lekarz zmarszczył brwi, widząc narastający niepokój w moich oczach. Siłą położył mnie na łóżku, podpinając leki nasenne, kiedy nie reagowałam na marne próby uspokojenia mnie. Zdecydowanie miałam atak paniki.

~*~

          Słońce powoli zachodziło, kiedy ponownie otworzyłam oczy. Zamrugałam, wyostrzając obraz i spoglądając na siedzącego obok chłopaka. Głowa Liama zwisała w dół, a jego klatka piersiowa powoli uniosła się w górę i w dół. Odetchnęłam z ulgą, widząc jak chłopak pogrążony jest we śnie, zdecydowanie nie byłam gotowa na rozmowę z nim... z kimkolwiek.
          Powoli odwróciłam głowę, chcąc znaleźć coś dzięki czemu mogłabym zapomnieć na chwilę o otaczającym mnie świecie. Niepewnie wyciągnęłam rękę do telefonu, który leżał na szafce obok łóżka, mocno chwytając go w zdrętwiałe palce. Miałam tylko nadzieję, że Payne nie obrazi się za pożyczenie jego własności.
          Odblokowałam telefon, klikając na ikonkę przeglądarki i wpisując nazwę swojego bloga. Zalogowałam się do systemu, wygodnie się układając, przez chwilę się zastanawiając, aż w końcu powoli zaczęłam dotykać kolejne literki na ekranie. Nie zwracałam uwagi na to co działo się obok mnie, teraz liczył się dla mnie tylko wymyślony Zayn i jego odczucia.

'' Trzasnąłem ze złością drzwiami, wychodząc z domu dziewczyny i szybko zbiegając po schodach. Nie zwróciłem uwagi na to, że nie miałem na sobie kurtki, a przez chłód panujący wokół mogę być chory. Adrenalina i duma nie pozwoliła mi na zawrócenie, chociaż na chwilę.
- Pieprzona masochistka - warknąłem wsiadając do samochodu i odpalając silnik. Szybko wycofałem auto z podjazdu, czując jak na coś wjeżdżam. Zerknąłem w tylne lusterko, klnąc głośno, kiedy zorientowałem się, że własnie przejechałem kota Mii. Wcisnąłem gwałtownie hamulec, próbując opanować emocje, jednak po chwili, pędziłem ulicą w stronę centrum. Wiedziałem, że dziewczyna nie daruje mi przejechania jej kota, jednak w obecnej chwili to była jedyna rzecz którą się nie przejmowałem. - Ja pierdole, po co w to wchodziłem?
     Skręciłem gwałtownie na stację benzynową, szybko wychodząc z samochodu i zgarniając kilka butelek alkoholu. Rzuciłem zwitek banknotów na ladę i nie czekając na wydanie reszty wyszedłem ze sklepu. 
     Przez kilka pierwszych minut włóczyłem się bez celu po mieście, aż w końcu zatrzymałem się - o ironio - w naszym stałym miejscu. Z gorzkim uśmiechem na ustach usiadłem pośród zieleni i otwarłem pierwszą butelkę. Telefon cały czas wibrował w mojej kieszeni, jednak nie miałem ochoty aby rozmawiać z kimkolwiek. Chciałem pobyć sam.
     Wyrzuciłem ostatnią pustą butelkę, kładąc się na trawie i wpatrując w rozgwieżdżone niebo nade mną. Westchnąłem cicho, przecierając twarz dłonią, starając się opanować zbierające się w moich łzy. Nie rozumiałem, jak mogłem tak szybko przywiązać się do Mii, dodatkowo zakochać się w niej. Ja - Zayn Malik, który obiecał, że nigdy nie dopuści do siebie żadnej dziewczyny...
     Jeszcze żadna kłótnia z dziewczyna nie doprowadziła mnie do takiego stanu. Jeszcze nigdy nie ryczałem po niej jak dziecko... a może to wina tego cholernego kota? W końcu byliśmy tak jakby ''przyjaciółmi''.
     Jęknąłem cicho, przypominając sobie rozjechane futerko, uderzając tyłem głowy o ziemię. Wyciągnąłem telefon z kieszeni kurtki, wybierając jeden z numerów, ignorując przybywające połączenia.
- Stary, wiem, że to brzmi niepoważnie...- zacząłem, kiedy po drugiej stornie odezwał się zaspany głos mężczyzny - ale potrzebuję kota. Najlepiej małego kota.''

- Co ty robisz?
          Drgnęłam przestraszona, kiedy śpiący Liam odezwał się. Zerknęłam na niego nieprzytomnie nie rozumiejąc o co mu chodzi. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałam.
- Wybacz - mruknęłam szybko zapisując szkic i oddając mu telefon - Nie chciałam cię budzić, więc postanowiłam, coś napisać na bloga...
          Szatyn westchnął cicho, drapiąc się po karku i rzucając telefon na białą pościel. Przeciągnął się, zerkając na wiszący na ścianie zegar.
- Pisz, jeżeli chcesz. Do godziny, powinien być tutaj twój tata, wtedy zostaniesz wypuszczona do domu, jeżeli dobrze pójdzie...- powiedział powoli wstając. Zmarszczyłam brwi patrząc na niego, powoli analizując to co powiedział. Tata? Tata po mnie przyjedzie?
- Chcesz powiedzieć, że tata jedzie tutaj?- przerwałam chłopakowi. Liam zerknął na mnie, mrugając i powoli kiwając głową. - A... a m-mama?- zająknęłam się.
- Nie martw się, nic ci już nie zrobi. Idę do bufetu, chcesz coś?
          Pokręciłam głową, tępo wpatrując się w ścianę przede mną. Nie rozumiałam co Liam miał na myśli mówiąc, że mama nic mi już nie zrobi. Cały czas bałam się, że pojawi się w drzwiach i dokończy to co zaczęła w domu...
Ale jeżeli tata tutaj jedzie... to w końcu wszystko będzie w porządku, prawda?


**********
Cześć Wam!
Bardzo przepraszamy za brak odcinków, ale szkoła daje się we znaki :)
Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z odcinka :) Powoli zbliżamy się do końca.
Ah, w przyszły weekend jadę do Krakowa pozwiedzać kilka uczelni. Odcinek pojawi się normalnie, Jesica go doda :D Więc bardzo Was proszę o motywację dla niej i zostawienie tutaj 10 komentarzy ^^
Zapraszam na Contract