czwartek, 12 maja 2016

Dziękujemy!

Ta historia została już zakończona. Dziękujemy!
CharlieTH
Jesica Evans

Epilog

******
~*~

     Krzyki fanów i oślepiające lampy aparatów, towarzyszyły mi przy każdym kolejnym kroku. Obróciłam się w stronę reporterów, posyłając im wyćwiczony uśmiech i nieruchomiejąc na kilka sekund, aby po chwili ponownie ruszyć w kierunku głównych drzwi.
        -Pani Payne, jak się Pani czuje z myślą, że Pani powieść spodobała się tylu osobom?- krzyknęła jedna z reporterek, chcąc zwrócić na siebie moją uwagę. Zgrabnym ruchem wyminęłam kobietę, udając, że w hałasie jaki panował na około, nie usłyszałam zadanego mi pytania.
     Długa, czerwona suknia, radośnie powiewała za mną, kiedy z wysoko uniesiona głową wchodziłam po schodach, wprost do wielkiej, uroczyście przystrojonej sali kinowej. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy na ekranie zauważyłam okładkę mojej książki, na podstawie której, został nakręcony film, a uroczysta premiera zgromadziła same wielkie gwiazdy show-biznesu.
        - Podekscytowana?-odwróciłam się w stronę wysokiego i dobrze zbudowanego mężczyzny trzymającego lampkę wina w ręce. Zagryzłam wargę, kiedy uważnym spojrzeniem zlustrował mnie z góry do dołu, subtelnie oblizując wargi- Wyglądasz przepięknie Dan...
       - Ty również.- powiedziałam, podchodząc do niego i składając delikatny pocałunek na jego ustach.- Kocham cię, Liam.

~*~
          Ostatni raz uśmiechnęłam się do aparatu, w końcu wsiadając do samochodu i cierpliwie czekając na Liama. W końcu szatyn pojawił się obok mnie, mocno ściskając moją dłoń. Oparłam głowę o jego ramię, walcząc z sennością. Nie chciałam zasnąć, chciałam kolejny raz przypomnieć sobie to uczucie, kiedy ekranizacja mojej powieści zabłysnęła na ekranie. Nigdy tak się nie czułam.
- Wszystko dobrze? - uniosłam głowę, spoglądając na chłopaka, powoli kiwając głową. - To był twój wielki dzień...
- Wiem. Jestem z siebie dumna. W końcu, po tylu latach...- rzuciłam, urywając. Wiedziałam, że zrozumie. Skinął głową, delikatnie gładząc mnie po ramieniu. Wiedziałam, że przy nim nic mi już nie grozi. Mama mnie nie tknie, a ja... mogę być szczęśliwa. Odkąd Liam znalazł mnie, kilka lat temu w parku po kłótni z przyjaciółmi, nie odstępował mnie na krok. Cały czas przy mnie był - nawet kiedy wyjeżdżał w trasę koncertową, dbał o to, aby kontaktować się ze mną dwa razy na dobę.
- Teraz musisz zapomnieć o tym co się wydarzyło w przeszłości. Teraz jesteśmy ty i ja. Na zawsze.
             I kim ja  byłam, aby się mu sprzeciwić?

********
Okej.
Całkowicie bez sensu. Uznałam, że skoro i tak straciłam zapał do pisania tego opowiadania, równie dobrze mogę to zakończyć. Miało być jeszcze kilka rozdziałów... ale nie miałam siły. Już nie.
Czy to koniec? Tej historii tak. Mam w zanadrzu jeszcze jedną, na której chcę się skupić. Kiedy zakończę ''Contract''.... nie wiem co będzie. Może dokończę opowiadania na moim tumblr, może nie. Nie mam pojęcia. Jednak czuję, że powoli kończę z pisaniem. Po 4 latach pisania, nie dziwię się :')
Przepraszam wszystkich, którzy czekali na nowe odcinki a ja nawalałam. Poznaliście mnie ze złej strony :')
Mimo to, dziękuję, wszystkim! Może zobaczymy się kiedyś... 

sobota, 26 marca 2016

Chapter Eighteen


*******

          Wejście na salę sądową, było jedną z najtrudniejszych rzeczy w moim życiu. Gdyby nie silna dłoń mojego taty i przekonania jego prawnika o wygranej rozprawie, wybiegłabym z budynku sądu szybciej niż się tam zjawiłam. Nie miałam ochoty spotkać się twarzą w twarz z moją mamą - cały czas czułam względem niej strach, jakby mogła w każdej chwili zjawić się  mojego boku i kolejny raz uderzyć. Tym razem jednak musiałam liczyć się z chmarą reporterów, którzy koczowali przed wyjściem z sądu w nadziei, że będą w stanie zrobić mi po wszystkim zdjęcie. Tata próbował interweniować w tej sprawie, jednak nie mógł nic zrobić - według prawa jestem osobą publiczną, dlatego dziennikarze mają pełne prawo do robienia zdjęć nie tylko mnie, ale również i osobom w moim otoczeniu.
           Wyjrzałam przez okno na korytarzu, czekając aż zostanę wywołana jako świadek. Oprócz mnie zeznawało jeszcze kilka dodatkowych osób, z którymi nie miałam kontaktu. Niektórych widziałam pierwszy raz i nie byłam pewna czy do końca zeznawali na moja korzyść. Równie dobrze mogli chcieć przekonać sąd o niewinności matki i tym samym wypuścić ją na wolność.
- Danielle....twoja kolej - obok mnie zjawiła się opiekunka z pomocy społecznej, lekko dotykając mojego ramienia. Skinęłam głową, naciągając ostatni raz bluzkę i powoli wchodząc przez szerokie czarne drzwi. Przygryzłam wargę widząc spojrzenia wszystkich osób, które znajdowały się na sali. Tutaj też tata nie mógł nic zrobić: sąd uznał, że nasza rozprawa odbędzie się przy studentach prawa, aby mogli nabrać praktyki. W rzeczywistości było ich zupełnie więcej niż sądziłam na początku. Bałam się również, że znajdzie się tutaj osoba, która mnie rozpozna i zdradzi szczegóły procesu mediom, zgarniając niemałą sumkę dla siebie. Odetchnęłam głęboko, unosząc do góry głowę, pewnym krokiem wchodząc za barierki.
           Starsza kobieta siedząca na podwyższeniu, spojrzała na mnie łagodnie, lekko kiwając głową. Wiedziałam, że zauważyła siniaki po ostatnim wybryku mamy. Czułam na sobie jej wściekłe spojrzenie, jednak bałam się odwrócić w jej stronę głowę. Nie chciałam na nią patrzeć.
- Danielle, czy wiesz w jakiej sprawie się tutaj znaleźliśmy? - usłyszałam. Skinęłam głową, nie będąc do końca przekonana mojego głosu. - Czy możesz nam opowiedzieć o tym co się działo w twoim domu?
          Przełknęłam nagromadzoną ślinę, mocniej zaciskając dłonie na jasnym drewnie, gorączkowo starając się ułożyć w głowie jedno logiczne zdanie. Spanikowana spojrzałam na siedzącego niedaleko ojca, modląc się, aby moja męka skończyła się jak najszybciej.
- Ja... - wyjąkałam, słysząc drżenie mojego głosu. Zamknęłam oczy na kilka sekund, oddychając głęboko aby się uspokoić. Dalej Dan, im szybciej powiesz co się działo, tym szybciej będziesz mogła stąd wyjść. - Moja mama stosowała wobec mnie przemoc fizyczną. Biła mnie, kiedy czegoś nie zrobiłam, albo kiedy coś nie szło po jej myśli. Czasami traciłam przytomność na jakiś czas... i byłam bardzo obolała - wydusiłam na jednym wdechu.
- Czy to prawda, że twoja mama zabroniła ci kontaktować się ojcem? - usłyszałam słowa adwokatki taty.
- Tak. Nie mogłam się z nim kontaktować, a gdy mama mnie przyłapywała na tym, biła mnie.
- Ile razy zostałaś uderzona do nieprzytomności?
- Kilka...naście razy - zawahałam się.
         Szum szeptów rozszedł się po sali po wypowiedzeniu przeze mnie słów. Sędzia uderzyła młotkiem kilka razy, czekając aż zapadnie wyczekiwana przez wszystkich cisza.
- Danielle - adwokat mamy wstał ze swojego miejsca uważnie mierząc mnie spojrzeniem - Czy to prawda, że poprosiłaś swojego ojca o podpisanie... - poszperał w stercie dokumentów wyciągając jedną z białych kartek - umowy, która pierwotnie miała zostać zawarta między tobą a Harry'm Stylesem, Louisem Tomlinsonem, Niallem Horanem, Zaynem Malikiem i Liamem Paynem znanych jako One Direction? Ni mogłaś sama jej podpisać ponieważ jesteś nieletnia, musiałaś mieć zgodę swojego prawnego opiekuna. Dlaczego podpisał to twój ojciec?
          Westchnęłam przeciągle, przeczesując włosy. Jeżeli chciałam zachować w tajemnicy to kim jestem przed studentami, musiałam się właśnie pożegnać z anonimowością.
- Tata jest moim prawnym opiekunem. Sąd nie odebrał mu praw, mama nie pozwalała mi na jakikolwiek kontakt ze mną. Nie chciałam jej pokazywać żadnych dokumentów... bałam się że najnormalniej w świecie się wścieknie i mnie pobije. Dlatego tata wydawał mi się najbezpieczniejszą alternatywą.
- Czy ktoś jeszcze ma pytania do świadka? - sędzia uważnie rozejrzała się po sali, a kiedy nie zobaczyła, żadnego słowa sprzeciwu, stuknęła ponownie młotkiem.- Proszę usiądź. Jako, że w tej sprawie został powołany jeszcze jeden świadek, którego zeznania są niezmiernie ważne, jednak nie mógł się stawić na dzisiejszej rozprawie, sąd zezwala na włączenie do akt sprawy nagrania z przesłuchania pana Liama Payna. Czy ktoś chce wnieść sprzeciw? - zszokowana rozejrzałam się dookoła, nie mogąc uwierzyć w to co przed chwilą się stało. Liam złożył zeznania? Na moją korzyść? - W takim razie, razem z ławą przysięgłych udam się... - kobieta przerwała, kiedy siedzący obok niej mężczyzna pochylił się szeptając jej coś do ucha - A więc. Mamy wyrok. Niniejszym skazujemy Julię Jones na karę piętnastu lat pozbawienia wolności, odbieramy jej prawo do opieki nad córką i przyznajemy je jej ojcu Michaelowi Jones. Zamykam rozprawę.
         Odetchnęłam z ulgą widząc jak policjanci zabierają moją matkę. Ostatnie co widziałam zanim uradowany ojciec zgarnął mnie w ramiona to pełne złości spojrzenie posłane w moim kierunku.

~*~

- Nie wierzę, że nam nic nie powiedziałaś! Tak nie zachowują się przyjaciele! - odsunęłam się na kilka kroków nie chcąc słuchać wyrzutów moich przyjaciół. Liam ostrzegał mnie, że tak to może wyglądać, jednak ja ślepo wierzyłam w to, że przyjaciele zrozumieją dlaczego ukrywałam przed nimi fakt, że prowadziłam bloga z opowiadaniem. Dość popularnego bloga.
- Nic nie rozumiecie. Nie mogłam nic nikomu powiedzieć, to...
-... Niallowi powiedziałaś!
- Sam się dowiedział! - ryknęłam, zdenerwowana. Rozejrzałam się dookoła, czując na sobie zaciekawione spojrzenia obcych mi ludzi. - Zresztą... mam dosyć. Nie powinnam dzisiaj tutaj przychodzić. Powinnam posłuchać Liama... - rzuciłam zgarniając torebkę z ławki i wychodząc ze szkoły. Rozejrzałam się po parkingu, rozpoznając znajome auto kierowcy taty, szybko przebiegając dzielącą nas odległość. Miałam dosyć ludzi. I ich ciągłych zażaleń w moją stronę.

*******
Yup.
To znowu ja.
Nawaliłam, ponownie. 
Mimo to mam nadzieję, że odcinek się Wam wszystkim spodobał :)

poniedziałek, 22 lutego 2016

Chapter Seventeen


*******

- Rozumiesz już wszytko?
         Rozejrzałam się dookoła, kolejny raz przyglądając się wnętrzu gabinetu. Niepewnie zerknęłam na starszego mężczyznę powoli analizując każde jego słowo.
- Czyli mam dodawać odcinki tak jak zwykle, tylko dodać na samym dole szablonu wasz znaczek? - podsumowałam, zakładając ręce na piersi - Nie rozumiem, po co to.
          Griffiths uśmiechnął się leniwie, wzdychając. Skinął głową na kilku mężczyzn, którzy natychmiast zerwali się z miejsc, chwytając swoje teczki i wymaszerowali z gabinetu zostawiając nas samych. Zmrużyłam oczy wygodniej siadając na krześle i z uniesioną do góry brwią, czekałam na to co zrobi staruszek.
- Kiedy dodasz nasze logo - powiedział, wstając i zapinając marynarkę - Wszyscy będą wiedzieć, że to my sponsorujemy twojego bloga. Dodatkowo wykonamy dla ciebie nowy szablon, który będziesz musiała tylko wgrać.
- Czyli innymi słowy, wy dostaniecie pieniądze za wyświetlenia a ja... rozgłos.
          Mężczyzna spojrzał na mnie, uśmiechając się. Powoli podszedł w stronę wielkiego okna, złączając ręce za plecami. Pokręciłam głową czekając na to co powie. Mimochodem spojrzałam na zegar, powstrzymując cichy jęk, kiedy zauważyłam, że spędziłam tutaj już ponad dwie godziny. W tym samym czasie mogłam napisać połowę odcinka!
          Drgnęłam kiedy drzwi za nami gwałtownie się otworzyły a do środka wpadły dwie, zakapturzone postacie. Po chwili kaptury opadły, a ja spoglądałam na Nialla i Liama.
- Danielle? - Niall zaskoczony spojrzał na mnie marszcząc brwi. Powoli przeniósł wzrok z mojej postaci na sylwetkę swojego szefa, marszcząc brwi. Prawdopodobnie nie miał pojęcia po co byłam tutaj wzywana z samego rana. Spokojnie Niall ja tez nie mam pojęcia. - My... wracamy już do Londynu, mamy się tam zjawić jak najszybciej. Liam ma umowę podpisaną przez ojca Danielle, więc....
- Połóż ją na biurku - przerwał im nie odwracając się. Stłumiłam ciche prychnięcie, wyciągając dzwoniący telefon z kieszeni kurtki. Od czasu kiedy znalazłam się w szpitalu nie rozmawiałam z żadnym z moich przyjaciół, co skutkowało ciągle dzwoniącym Niallem. Miałam wyrzuty sumienia, kiedy resztką samokontroli odrzucałam połączenie przyjaciela. Nie chciałam go tak traktować, ale nie miałam pojęcia co mogłabym mu powiedzieć. To, że Niall dowiedział się o wszystkim, nie denerwowało mnie tak: w końcu sama zdążyłam mu wszystko wytłumaczyć nim zaczął się ten cały szum z Modestem i One Direction. - Poczekajcie chwilę, zaraz skończę z Danielle. - przeniosłam wzrok z dzwoniącego urządzenia na siwego mężczyznę. Przygryzłam wargę, odrzucając połączenie i szybko wystukując do chłopaka wiadomość. Miałam tylko nadzieję, że mnie nie zignoruje tak jak ja jego i pojawi się na miejscu. Chciałam mu wszystko wytłumaczyć, takiego przyjaciela jak on wolałam nie stracić. - Masz rację, dokładnie o to mi chodziło. Czy to nie jest właściwa propozycja?
          Prychnęłam.
- Propozycja? Wręcz proponujecie mi abym się sprzedała. Macie wystarczająco dużo zysku z rozwoju zespołów takich jak chłopcy. Po jaką cholerę chcecie zdzierać kasę z moich czytelników? - wyplułam, delikatnie się unosząc na miejscu.
- Bo nic nie zrobimy za darmo. Równie dobrze możemy tobie kazać zapłacić wszystkie koszty które niesie za sobą twoja promocja - staruszek w końcu zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Szyderczym spojrzeniem - A tego nie da rady opłacić nawet twój bogaty tatuś. Na twoim miejscu pomyślałabym co byłoby dla mnie lepsze. Przecież nie będziemy kazali im płacić za wejście na stronę. Po prostu, kiedy tylko wejdą na nasz adres, automatycznie będziemy dostawali za to pieniądze. Nikt nic nie odczuje.
          Spojrzałam w bok na Liama, bawiącego się swoim telefonem. Byłam w kropce. Nie miałam pojęcia co mogłabym jeszcze zrobić. Gryffiths był przebiegły  i bardzo szybko zapędził w kozi róg.
- Zgodzę się, ale pod jednym warunkiem. - powiedziałam wpadając na pomysł - Nasza współpraca zakończy się z chwilą, kiedy działalność One Direction z wami się skończy. Wznowię ją na nowo z kolejną formą która ich przejmie, a wy nie będziecie mogli wpłynąć na moją i ich  decyzję. To są moje warunki.
          Nigdy nie miałam Richarda Griffithsa za opanowanego człowieka. Nienawidziłam go za to co robił, za to jak zarządzał życiem chłopaków. Wchodząc we współpracę z nim i z Modestem podpisywałam pakt z diabłem. Dlatego, kiedy jego twarz zrobiła się cała czerwona ze złości nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia.
- Nie możesz.... Podpisałaś...
- Podpisałam umowę z One Direction - przerwałam mu - Z wami podpiszę na moich warunkach.

~*~

           Szybko wybiegłam z budynku już z daleka widząc blond czuprynę mojego przyjaciela. Uśmiechnęłam się widząc, jak chłopak skupiał się na swoim telefonie, pewnie czekając na jakąś wiadomość od swojego chłopaka.
- Niall! - pisnęłam podbiegając do niego i rzucając się na jego szyję. Blondyn głośno się zaśmiał okręcając nas w kółko, aż w końcu postawił mnie na ziemię. Badawczo przyjrzał się mojej twarzy, delikatnie dotykając zadrapań i żółtych siniaków. - Daj spokój. To... nic.
- Dan. - zmrużył oczy - nawet tak nie mów. To nie... nie jest nic. Nie rozumiem jak mogłem nic nie zauważyć. Myślałem, że po tym razie, kiedy cię widziałem całą poobijaną ona nic ci nie zrobiła. Mogłem zareagować, mogłem... zrobić cokolwiek, aby ci pomóc! - powiedział, a jego oczy niebezpiecznie zabłyszczały.
Oh, nie, Niall nie może płakać. Nie przeze mnie.
- Okej, okej. Spójrz, nic mi nie jest. Jest w porządku, Liam mi pomógł na szczęście, a teraz już jest po wszystkim. Mama siedzi w więzieniu, a ja zostaje z tatą. Nie zostaniesz więcej postawiony w tej sytuacji. To koniec.
             Chłopak odetchnął głośno, stykając nasze czoła. Uśmiechnęłam się do niego, delikatnie gładząc jego policzek i czekając, aż się uspokoi. Zignorowałam wciąż dzwoniący telefon, jednak po kilku minutach, zniecierpliwiona chwyciłam urządzenie spoglądając na obcy numer. Wywróciłam oczami, akceptując połączenie.
- Słucham?
- Gazeta ''The Sun''. Chcieliśmy zadać pani kilka pytań. Czy to prawda, że... - dotknęłam czerwonej słuchawki, nie chcąc słuchać dłużej pytań reportera. Spojrzałam na Nialla ze zrezygnowaniem.
- Gazeciarze mnie już znaleźli - jęknęłam. Sekundę później oboje usłyszeliśmy jak burczy mi w brzuchu. Fuknęłam.
           Blondyn zaśmiał się, otwierając mi drzwi auta i gestem zapraszając do środka.
- Dawaj kochanie. Pojedziemy coś zjeść, a ty musisz mi wszystko wytłumaczyć. Wydaje mi się, jakbym był sto lat do tyłu. Nic nie rozumiem.
           Skinęłam głową, pozwalając przyjacielowi wybrać restaurację i w ciszy zaczęłam układać wszystko to co miałam mu powiedzieć.

*********
Witam, witam :)
Dzisiaj już trochę lepiej się czuję z tym odcinkiem. Początek był trochę trudny do napisania, ale potem już jakoś zleciało :D
Ten tydzień siedzę już w domu, nigdzie się nie wybieram :)
W każdym razie, pracuję już nad czymś nowym, coś co zastąpi ten blog jak i Contract, ale będziecie musieli trochę poczekać. Dlatego proszę Was, abyście przeszli po zakończeniu tego bloga na Contract a tam będą dalsze informacje co do nowej historii.
Adios!
Ch.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Chapter Sixteen


*********

          Powoli zsunęłam się z ostatniego schodka, rozglądając się po pokoju, szukając sylwetki taty. Niepewnie skierowałam się do salonu, skąd dochodziły odgłosy rozmowy. Zagryzłam wargę, wchodząc do pomieszczenia, uważnie obserwując Francesce i ojca, pogrążonych w cichej rozmowie. Kilka sekund później oczy kobiety, spoczęły na mnie a na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech.
- Danielle! Dziecko, już wstałaś! - zawołała, podchodząc do mnie i mocno obejmując. Spojrzałam na nią, uważnie obserwując - Lekarz mówił, żebyś nie ruszała się przez kilka dni z łóżka. Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?-skinęłam głową w odpowiedzi, cały czas patrząc na tatę.
           Mężczyzna powoli obrócił się w naszą stronę, skupiając na mnie swój wzrok. Momentalnie wbiłam spojrzenie w podłogę, bojąc się spojrzeć w jego oczy. Nie miałam pojęcia co mogłabym tam zobaczyć. Czy byłby to zawód tym wszystkim co się stało? Przecież tata wcale może nie chcieć się mną zająć, może mieć gdzieś to co działo się w domu. Bałam się, że mógłby mnie odesłać do matki, a ja musiałabym przeżywać koszmar na nowo.
            Spięłam się, kiedy usłyszałam ciche kroki, aż w końcu mocne ramiona objęły moje ciało i mocno przycisnęły do klatki piersiowej. Bezwiednie objęłam tatę, wtulając się w jego pierś, powstrzymując się od jęku bólu. Zaciągnęłam się znajomym zapachem perfum, czując jak łzy powoli napływają do moich oczu. chwilę później moim ciałem wstrząsnął szloch, a ja jeszcze mocniej przyległam do ojca.
- Danielle... obiecuję, że nic ci się już nie stanie, przysięgam - usłyszałam cichy szept taty. Sapnęłam cicho, mimowolnie odwracając głowę w kierunku stolika, na którym leżała sterta papierów. Wysunęłam się z uścisku ojca, zaciekawiona chwytając kilka kartek. Na samej górze widniało moje zdjęcie oraz imię. Zmarszczyłam brwi - Dokumenty dla sądu. Mam zamiar wnieść oskarżenie przeciwko twojej matce. To co ci zrobiła nie ujdzie jej na sucho. Nie tym razem.
           Drgnęłam słysząc gniew w głosie mężczyzny. Dobra passa mamy dobiegła już końca. Ona wyląduje w więzieniu a ja zostanę z tatą... No właśnie.
- Tato, nie chcę wyjeżdżać ze stanów - powiedziałam cicho, wbijając spojrzenie w podłogę. - Dobrze mi tutaj, mam tutaj swoich przyjaciół... nie chcę zmieniać środowiska.
- Danielle... wiesz, że nasz dom jest we Francji. Tam mam główną siedzibę firmy, nie mogę tak nagle wszystkiego zostawić i zamieszkać tutaj... a ty sama nie możesz zostać. Nie masz nawet 18 lat!
- Nie chce mieszkać we Francji! - krzyknęłam odwracając się - Moje miejsce jest tutaj, w USA. Nie zabieraj mi tego tak jak mama - szepnęłam cicho, mrugając aby odgonić łzy. - Tutaj jest mój dom.
             Cisza jaka zapadła dzwoniła mi w uszach. Wiedziałam, że ranię uczucia taty, jednak nie mogłam, ba nie chciałam przenosić się do innego kraju. Myśl o ponownym zaaklimatyzowaniu się i poznaniu nowych ludzi przerażała mnie.
- To nie jest odpowiedni moment na tę rozmowę - Francesca potarła moje ramiona w pocieszającym geście - Póki co zostaniesz tutaj z nami aż rozprawa dobiegnie końca. Nie martw się.
 Za późno.

~*~

- Jakim cudem? Jakim pieprzonym cudem?- warknęłam, unikając kolejnego natarczywego reportera. Wbiegłam do jednego ze sklepów z wdzięcznością obserwując jak postawny ochroniarz niemal natychmiast zamyka drzwi na klucz. Tłum paparazzi zderzył się z szybą, jednak mimo to nadal wykrzykiwali w moim kierunku pytania a lampy aparatów błyskały robiąc kolejne zdjęcie. Oparłam się o stoisko za mną, nerwowo przeczesując włosy. Pomysł wyjścia na spacer, a potem zrobienie zakupów, aby uzupełnić zapasy lodówki wydawał się całkiem dobry rano, ale kilka minut po wyjściu z willi taty zdążyłam kilka razy przekląć własną głupotę. - Cholera. Co teraz?
- Danielle?
           Odwróciłam się, wpadając na pierś Liama. Zamrugałam oczami odsuwając się na kilka kroków, i podnosząc głowę - Co się dzieje? - zerknął na wejście sklepu, nagle rozumiejąc. - Oh.
- Oh - sparodiowałam wywracając oczami - Po co za mną chodzą? Nie jestem nikim wielkim aby umieszczać mnie na... pierwszej stronie - rzuciłam, wskazując na gazetę obok z moją podobizną - Nie powinni zajmować się kimś takim jak ty?
- Jesteś autorką oficjalnego opowiadania o nas, to im wystarczy - zaśmiał się, chwytając mnie za ramię i prowadząc w głąb sklepu, z dala od krzyczących osób. - To teraz będzie twoja codzienność, musisz przywyknąć. Z biegiem czasu będzie lepiej, ale nie od razu.
          Westchnęłam głośno, opuszczając ręce. Polowi szłam za chłopakiem, uważnie go lustrując. Ubrany był w jasne jeasny i białą koszulkę. W pasie przewiązał się czerwono-czarną koszulą w kratę a z tylnej kieszeni spodni wystawała kolorowa chustka. Nieświadomie zagryzłam wargę, prawie natychmiast karcąc się w myślach. Payne podszedł do jednego z pracowników sklepu, cicho coś do niego szepcząc. a potem kiwając na mnie głową.
- Kiedy znajdziesz się w sytuacji takiej ta, wyjdź tylnym wyjściem. Nie warto czekać, aż tłum zmaleje - uwierz mi zbyt dużo czasu to zabiera - rzucił, kiedy znaleźliśmy się na podwórku z tyłu sklepu. Skinęłam niemo głową, wkładając ręce do kieszeni, kierując się w stronę wyjścia - Danielle! Podziękuj swojemu ojcu. Dzięki niemu możesz teraz publikować dla nas.

*******
Cześć Wam!
Odcinek mega krótki - przepraszam, ale nie potrafię się skupić na tym opowiadaniu. Zastanawiam się czy nie skrócić odcinków - planowo zostało jeszcze pięć rozdziałów - nie mam pojęcia czy dam radę, czy nie wrzucę ich do jednego worka i nie zakończę opowiadania wcześniej. Zobaczymy.
Komentujcie - to cholernie pomaga :)
Kto ma ferie? Ja!
Kto musi chodzić do szkoły normalnie na lekcje? Ja!
Pierdolona szkoła....
x
Ch.

czwartek, 21 stycznia 2016

Chapter Fifteen

*******
Danielle P.O.V.

          Leżałam w swojej sali i wpatrując się w sufit czekałam na przybycie mojego ojca. Kroplówka, podpięta mi za pomocą wenflonu do ręki, spływała powoli, powodując nieprzyjemne uczucie chłodu, rozchodzące się po mojej żyle. Telefon Liama leżał na szafce obok łóżka, ale nie byłam w stanie nic wymyślić. Czułam się głupio po tym, jak przyłapał mnie na korzystaniu z jego własności bez jego wiedzy o tym. Westchnęłam cicho, spuszczając wzrok na swoje dłonie, którymi zaczęłam się bawić. Miałam dość leżenia tutaj i nudzenia się. Denerwowałam się tym wszystkim. Przecież ojciec mógł w ostatnim momencie rozmyślić się i zrezygnować z przygarnięcia mnie. Chciałam mieć już to wszystko za sobą, żeby móc położyć się w jakimś normalnym łóżku i zasnąć. A najlepiej, żeby już nigdy się nie obudzić.
          Westchnęłam cicho, niepewnie spoglądając na wenflon, aż w końcu zdecydowałam się go wyjąć. Kabelek przez który podawany był mi przezroczysty płyn, spokojnie dyndał obok łóżka. Przeczesałam dłonią włosy, zsuwając się z pościeli i podchodząc do drzwi. Niepewnie je uchyliłam, spoglądając na korytarz, a kiedy nikogo nie zauważyłam, spokojnie wyszłam. Nie wiedziałam, gdzie chcę iść, a spacer korytarzami szpitala wydawał mi się o wiele lepszym pomysłem niż bezczynne leżenie w łóżku.
          Minęłam dyżurkę pielęgniarek, uśmiechając się nieznacznie kiedy żadna z nich mnie nie zatrzymała. W duchu dziękowałam lekarzom, za to że nie przebrali mnie w szpitalny fartuch. Wtedy na pewno nie byłoby tak łatwo jak teraz. Wsunęłam się do windy, opierając się o jedną ze ścian tępo wpatrując się w podłogę. Mimo, że Niall mówił, że nic mi się już nie stanie, a mama mnie nie tknie, miałam pewne obawy. Znałam swoją mamę, wiedziałam, ze nie odpuści - a teraz jest jeszcze bardziej wściekła niż wcześniej.
          Uniosłam wzrok spoglądając na powoli otwierające się drzwi. Zmarszczyłam brwi, kiedy zauważyłam korytarz z schodami w górę. Powoli na nie weszłam, spoglądając za siebie i nasłuchując czy ktoś za mną nie szedł. Bez wątpienia ktoś już zauważył moje zniknięcie.
           Pchnęłam metalowe drzwi, wychodząc na dach budynku i wdychając świeże powietrze. Usiadłam na środku, tępo wpatrując się w błękitne niebo. Przymknęłam oczy zastanawiając się nad tym jak teraz będzie wyglądało moje życie. Nie chciałam wyprowadzać się do Francji, wolałam zostać  USA i tutaj skończyć szkołę. Jednak wiedziałam, że ta decyzja nie zależy ode mnie tylko od taty. A ja nie mogę wymagać od niego zostania w Ameryce, kiedy jego dom znajdował się we Francji. Nie mogłabym zrobić mu czegoś takiego.
          Słońce zaczynało powoli zachodzić, kiedy usłyszałam jak metalowe drzwi gwałtownie się otwierają i kilka osób wpada na dach. Objęłam mocniej swoje skulone kolana, wpatrując się w złotą kulę, ignorując ciche szepty i czyjeś kroki.
- Danielle. Dlaczego uciekłaś ze swojej sali? - leniwie obróciłam głowę w kierunku Liam'a rzucając mu sceptyczne spojrzenie. Chłopak zmarszczył brwi, siadając obok mnie - Co się dzieje?
- Nie ważne. - mruknęłam cicho. - Tata już jest?
          Szatyn skinął głową, zerkając za nasze plecy. Westchnęłam cicho podnosząc się na nogi i odwracając. Pora zacząć wszystko od nowa.

Liam P.O.V.

          Ciężko opadłem na hotelową kanapę wpatrując się w rozmawiającego Nialla. Blondyn mruczał coś cicho do telefonu co chwila wywracając oczami i wzdychając. Skrzywił się nieznacznie opadając obok mnie i zakrywając ręką oczy. Po chwili odrzucił telefon, nie krzywiąc się kiedy wydał nie miły dźwięk.
- Dzwonił Zayn. Mamy wracać do Londynu i przygotować się do promocji Danielle.
          Drgnąłem nieznacznie odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy. Z chęcią wsiadłbym w najbliższy samolot i wrócił do domu, jednak nadal nie mieliśmy podpisu opiekuna Danielle na naszej umowie, a bez tego cały plan był nie ważny. Westchnąłem cicho mrucząc i kręcąc powoli głową.
- Musimy mieć ten podpis. Bez tego ani rusz - mruknąłem cicho przeczesując ręką włosy. Spojrzałem na przyjaciela, który w milczeniu pokiwał głową, skupiając się na swoim telefonie. Wywróciłem oczami, sam wyciągając urządzenie i odblokowując go. Zamrugałem zdezorientowany, kiedy zauważyłem otwartą stronę bloga Danielle. Uśmiechnąłem się, widząc nowy odcinek, jednak po chwili moja ekscytacja opadła, widząc nieznany mi język. Zaintrygowany, skopiowałem tekst, decydując się samemu go przetłumaczyć za pomocą Google. Musiałem wiedzieć co się wydarzyło w kolejnym odcinku.

'' - Może ma rację? Może faktycznie nie ma sensu w naszym związku, co?! 
     Drgnąłem słysząc jej podniesiony ton. Uchyliłem jedno oko, uważnie obserwując dziewczynę i jej czerwoną ze złości twarz. Nie sądziłem, że jeden wywiad mógł ją tak bardzo rozwścieczyć.
- Daj spokój, to przecież nic takiego - westchnąłem, przyciągając blondynkę do siebie. Chwilę później dziewczyna wyrwała się, odchodząc w przeciwną stronę. - Dobrze. Nie powiedziałem dziennikarce, aby się od ciebie i naszego związku odczepiła, wiesz dlaczego? Ponieważ gdybym to zrobił w mediach panowałaby burza, która...
- Tak samo jak teraz! - przerwała - ''Czy Zayn Malik nie traktuje swojej dziewczyny poważnie?'' ''Związek Malika wisi na włosku!'' ''Kłopoty w raju?'' - zacytowała rzucając w moją stronę gazety. Zerknąłem na nie mimochodem, krzywiąc się na swoje zdjęcia zamieszczone na okładce - Chciałeś uniknąć burzy? Brawo, wywołałeś tornado!- krzyknęła ostatni raz na mnie spoglądając i wychodząc z pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
Brawo Malik, znowu wszystko spieprzyłeś.''

          Warknąłem zirytowany, kiedy ekran zamigotał, ukazując przychodzące połączenie. Zmarszczyłem brwi, prostując się i nerwowo czyszcząc gardło.
- Liam Payne, słucham? - odezwałem się, odbierając nieznany numer.
- Witam, nazywam się Michael Jones, jestem ojcem Danielle. - zamrugałem oczami, uderzając ręką Nialla siedzącego obok mnie. Blondyn cicho syknął patrząc na mnie ze złością. - Dzwonię... w sprawie kontraktu. Wiem, że jest już podpisany, jednak...
- Czy chce Pan się wycofać? - zapytałem czując jak serce podchodzi mi do gardła.
- Nie, nie... wiem, że potrzebujecie mojej zgody na publikacje. Więc, cóż, macie ją.
Właśnie dobiłem targu życia.

*********
Cześć i czołem!
Dość długo nikogo tutaj nie było...
ale nie mam zamiaru już znikać, i jeżeli nic nie wpadnie mi do głowy to zostało nam 6 odcinków i epilog.
Przepraszam za tak długą nieobecność! 
Liczę, że jeszcze ktoś tutaj jest :)