piątek, 25 września 2015

Chapter Twelve


********

          Siedziałam na łóżku w swoim pokoju i nie mogłam uwierzyć, że to, co stało się zaledwie dwa dni temu, naprawdę miałam miejsce. Cały czas musiałam szczypać się po ręce, żeby uświadomić się w przekonaniu, że nie przebywałam w jakimś przepięknym śnie, który był spełnieniem kilku z moich najskrytszych marzeń. Owszem, cholernie żałowałam, że moja anonimowość skończy się w momencie, w którym opowiadanie zostanie udostępnione na stronie zespołu.
          Poczułam nieprzyjemne dreszcze, przechodzące wzdłuż mojego kręgosłupa. Miało to nadejść naprawdę w niedługim czasie, ponieważ już dzisiaj w nocy, około godziny dwudziestej pierwszej. Nerwowo popatrzyłam na zegarek i podniosłam się z siedzenia, ruszając do kuchni. Musiałam się czegoś napić. Suchość, jaką miałam w ustach doprowadzała mnie wręcz do szału. Nie obchodziło mnie nawet to, że spotkam po drodze matkę. Mogła sobie być, mam teraz znacznie ważniejsze problemy na głowie niż jej ciężka ręka.
Na przykład to, że świat w końcu pozna moją twarz.
          Zeszłam szybko ze schodów. Moje puchate skarpety ślizgały się na nich, przez co musiałam nieco zwolnić swojego kroku, żeby przypadkiem nie rozłożyć się na środku pokoju i nie dać swojej rodzicielce powodów do naśmiewania się ze mnie, czy rzucania w moim kierunku tych złośliwych komentarzy, których tak cholernie nienawidziłam. I bez nich wiedziałam, jak bardzo beznadziejna jestem.
          Zatrzymałam się w miejscu, słysząc głośne krzyki matki, kierowane pod adresem jakiegoś faceta. Zatrzymałam się przed wejściem do salonu i przycisnęłam plecy do ściany, wzrok nakierowując na tę stojącą na przeciwko mnie. Nie mieliśmy żadnych gości, przez co domyśliłam się, że kobieta musi rozmawiać z kimś przez telefon. Starałam się nie wydawać żadnych szmerów, żeby móc podsłuchać jak najwięcej.
- Jesteś głupim, skretyniałym idiotą, jeżeli myślisz, że oddam ci Danielle tak łatwo. Ona jest moja i tylko moja, rozumiesz to, do cholery?! - zacisnęłam dłonie w pięści, odchylając nieznacznie głowę do tyłu. Przymknęłam powieki. Ktoś o mnie walczył. Chciał mnie wyrwać z tego piekła. Istniała szansa, że w końcu będę mogła żyć normalnie, a nie jak prywatna niewolnica własnej matki.
Cholera, zgadzam się tu i teraz!
- Miałeś swoją szansę, dwa lata temu, przy rozwodzie. Nie skorzystałeś z niej, a później zerwałeś kontakt ze swoją córką. Nic już nie jesteś w stanie zrobić - zasłoniłam usta dłonią, domyślając się, że rozmawia z moim tatą. On naprawdę chciał o mnie zawalczyć? Zależało mu na tym, żeby zmienić moje gówniane życie na coś znacznie lepszego?
Dlaczego wcześniej do niego nie zadzwoniłam? Dlaczego tak szybko poddałam się i pogodziłam z okrutnym losem, mając ratunek na wyciągnięcie reki?
- Uważam tę rozmowę za zakończoną. Możesz walczyć. I tak nic tym nie wskórasz - usłyszałam jak matka odkłada mało delikatnie komórkę na szklany stolik do kawy. W jednym momencie zapomniałam o tym, po co wyszłam z pokoju. Rzuciłam się biegiem z powrotem do swojego królestwa.
         Niestety. Wypolerowana podłoga zdecydowanie nie była po mojej stronie. Pośliznęłam się i gdyby nie to, że wysunęłam do przodu ręce, uderzyłabym zębami o schody. Usłyszałam, jak matka zrywa się do biegu, żeby sprawdzić co robię. Nie czekałam na nią. Bałam się tak cholernie tego, co było nieuniknione. Podniosłam się i ponownie ruszyłam do pokoju biegiem. W ostatnim momencie weszłam do niego, i zamknęłam się w nim od środka. Wdrapałam się na łózko, od razu wciskając plecy w kąt i chowając się pod kołdrą. Po drodze zgarnęłam telefon. Weszłam w ostatnie kontakty i zadzwoniłam, nawet nie patrząc na numer.
- Słucham - zdziwiłam się, słysząc zaspany głos Liama po drugiej stronie.Cholera, zapomniałam, że kontaktowali się ze mną przed przyjściem po umowę. Trudno, jest już za późno, żeby zmieniać pomoc.
- Li proszę cię przyjedź do mnie, ona mnie zaraz zabije - załkałam. Tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, w którym momencie zaczęłam płakać. Usłyszałam, jak wstaje najprawdopodobniej z łóżka i zaczyna się zbierać.
-Co się stało Danielle? - jego spanikowany głos został całkowicie zagłuszony przez uderzenia, przez które moje drzwi trzęsły się we framugach. Zasłoniłam usta dłonią i zaszlochałam cicho wiedząc, że mojej matce na pewno uda się je wyważyć. W końcu była policjantką, umiała robić takie rzeczy.
- Otwórz to cholerne wejście ty mała suko! Dobrze wiesz, że i tak cię dopadnę - wiedziałam również, że mój koniec jest bliski. Mogłam się jedynie modlić, żeby Liamowi udało się przyjechać przed spaleniem moich zwłok.

Liam

          Byłem szczerze zdziwiony telefonem od Danielle. Na początku wydawało mi się, że będzie chciała zrezygnować z kontraktu z powodu jej zdjęcia, ale było to niestety niemożliwe. Modest! kazałby jej zapłacić ogromną sumę pieniędzy. Odebrałem, żeby upewnić się, że to właśnie o to chodziło. Byłem zaspany, ale to szybko odeszło, kiedy po drugiej stronie słuchawki usłyszałem łamiący się głos ciemnowłosej.
          Natychmiast poderwałem się ze swojego łóżka, czym obudziłem Nialla. Nie przejmowałem się tym. Z Danielle działo się coś naprawdę złego i musiałem to powstrzymać, zanim doszłoby do prawdziwej tragedii. Zignorowałem natarczywe pytania blondyna o to, dokąd wybieram się o tak później porze, zgarnąłem kluczyki od samochodu i zbiegłem po schodach, nie chcąc czekać na windę. Szybko wsiadłem do pojazdu, od razu odpalając silnik. Nie miałem nawet chwili do stracenia, bo wiedziałem, że Jones nie zadzwoniłaby, gdyby nie potrzebowała ratunku.
          Zatrzymałem się przed jej domem, po drugiej stronie ulicy. Podszedłem do drzwi, od razu w nie pukając. Zmarszczyłem brwi, kiedy po drugiej stronie upadło coś szklanego. Drewniana powłoka otworzyła się na oścież, ukazując wysoką kobietę. Była bardzo podobna do Dan, domyśliłem się więc, że musiała być jej matką. Wygładziła rozczochrane włosy i przybrała obojętny wyraz twarzy.
- Jeżeli jesteś znajomym Danielle, możesz już opuścić teren posesji. W innym wypadku zadzwonię na policję - zakomunikowała sucho. Zmarszczyłem jeszcze mocniej czoło. Nie rozpoznała mnie. Przechyliłem się nieznacznie w lewo. Byłem od niej o pół głowy wyższy, dzięki czemu mogłem zerknąć ponad jej ramieniem do wnętrza budynku.
- Dan zadzwoniła do mnie cała zapłakana. Przyszedłem sprawdzić, co się z nią stało - wyprostowałem plecy, chcąc pokazać kobiecie, że jej słowa w cale nie zrobiły na mnie wrażenia. Musiałem najpierw zobaczyć, czy z dziewczyną wszystko w porządku, dopiero później mogłem wrócić do hotelu, a rano - Londynu.
- Nie ma jej już w domu - prychnęła pod nosem i chciała zamknąć mi drzwi przed nosem, ale zanim to zrobiła dostrzegłem drobne ciało, leżące u szczytu schodów, znajdujących się na wprost od wejścia. Natychmiast pchnąłem drewniany prostokąt, po czym bezpardonowo wtargnąłem do środka i wbiegłem na piętro.
          Byłem więcej niż przerażony, kiedy drżącym ciałem okazała się cicho płacząca Danielle. Wziąłem ją ostrożnie na ręce. Szatynka natychmiast otworzyła szeroko oczy i popatrzyła na mnie przerażonym, sarnim wzrokiem. Wymusiłem lekki uśmiech, chociaż w cale tego nie chciałem. Jej twarz była cała posiniaczona i poprzecinana w wielu miejscach. Teraz już wiedziałem, co strąciło szklany wazon, którego odłamki walały się po całym piętrze. Na szczęście dziewczyna nie zaczęła się wyrywać, tylko wtuliła się we mnie. Zszedłem szybko na dół. Ominąłem wściekłą kobietę i podszedłem do swojego samochodu.
          Otworzenie tylnych drzwi i położenie Danielle na siedzeniach było jednym z trudniejszych zadań, jakie miałem w życiu. Kiedy w końcu mi się to udało i przy okazji nie zrobiłem jej żadnej krzywdy, odpaliłem silnik i ruszyłem w kierunku centrum miasta, mając cichą nadzieję, że po drodze minę jakiś szpital, a nie radiowóz, zajmujący się pomiarem prędkości i wyłapywaniem piratów drogowych.

Danielle

         Czas, w którym czekałam na ratunek ze strony Liama był niczym lepszym jak piekłem. Moja matka bezlitośnie rzucała mną po całym domu i wyzywała od najgorszych. Błagałam ją, żeby przestała. Obiecywałam, że już nigdy więcej nie skontaktuję się z ojcem. Przysięgałam, że postaram się lepiej sprzątać dom i wykonywać swoje obowiązki. Jednak ona mnie nie słuchała. Powtarzała tylko, że jestem wredną, zdradziecką żmiją, która w ogóle nie powinna się urodzić. Jestem pewna, że wtargnięcie Payne'a jedynie pogorszyło moją sytuację. Natychmiast poruszyłam się na tylnych siedzeniach jego samochodu.
- Muszę wrócić do domu - wymamrotałam, otwierając oczy. Podparłam się na jednej ręce, automatycznie krzywiąc mocno, kiedy poczułam kłujący ból, rozchodzący się wzdłuż prawego ramienia. Pamiętam, że dość mocno uderzyłam nim o ścianę.
- Nie, musisz teraz pojechać do szpitala, żeby później móc przeprowadzić się do swojego ojca - mruknął cicho, patrząc na mnie w lusterku wstecznym. Zmrużyłam powieki, kiedy światła ulicznych latarni zaczęły mącić mi w głowie. Poczułam zawroty, które spowodowały nieprzyjemne nudności. - Tylko mi tutaj teraz nie wymiotuj. Już i tak będę musiał wyczyścić tapicerkę z twojej krwi - westchnął ciężko, odwracając spojrzenie na drogę. - Modest! mnie zabije - dodał jeszcze półszeptem.
- W takim razie nie rozumiem, po co po mnie przyjechałeś. Same z tym kłopoty - westchnęłam, kładąc głowę z powrotem na siedzeniach. Miałam dość. Czułam, że słabnę. Liam pewnie tgo nie zauważył, ale z tyłu głowy miałam głęboką ranę, która obficie krwawiła.
- Słyszysz siebie samą? - zaśmiał się gorzko. - Gdybym nie przyjechał, to ta kobieta najprawdopodobniej by cię zabiła - syknął, zaciskając zęby.
- Nikt by na tym nie stracił - mruknęłam pod nosem.
             Po moich słowach w samochodzie zapanowała cisza. Słyszałam jedyne ciche dźwięki, wydawane przez radio, ustawione na stację z jakimiś rockowymi kawałkami. Nie byłam w stanie myśleć. Mózg bolał mnie coraz bardziej, a obrazy dookoła nieprzyjemnie się rozmazywały. Poczułam, jak coś spływa po moim policzku. Dotknęłam tego i popatrzyłam na opuszki palców. Krew. Z nosa zaczęła cieknąć mi krew.
- Danielle? - usłyszałam przez mgłę głos Liama. Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Wydaje mi się, że właśnie w tamtym momencie zemdlałam...

 ~*~
Da bum tss!
Tak, dzisiaj wita się z wami Jesica Evans ;d
Rozdział napisałam w rekompensacie za to, że ostatnio zostawiłam Charlie samą sobie. Naprawdę nie miałam czasu, a dziś usiadłam przed komputerem tylko dlatego, że poszłam spać po szkole i obudziłam się dopiero o dwudziestej, przez co nie chciało mi się już siadać do lekcji.
Tak na marginesie. Wróżę sobie świetlaną przyszłość w II liceum. Od pierwszego września zdążyłam już dostać dwie szmaty i zgłosić trzy enki. Nic poza tym xd
Mało ważne.
Trochę długi mi ten rozdział wyszedł. Mam jednak nadzieję, że przypadł wam do gustu i wyrazicie swoje opinie - zarówno te pozytywne jak i nie :)
Pozdrawiam i dobranoc,
Evansik xox

7 komentarzy:

  1. Oh my God! Rozdział przecudowny. Nie mogę doczekać się następnego :) Tylko jak ja teraz usnę? Jestem zbyt podekscytowana -.-

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojeju <3
    Nie mogę uwierzyć że to się dzieje .
    Czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostro ;o Nareszcie może Dan się przeprowadzi do taty ;> Czekam na next <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :) macie talent :) mam nadzieje że Dan nie będzie musiała dłużej mieszkać z mamą niema nic gorszego niż przemoc domowa. Czekam niecierpliwie na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ej kiedy kolejny , czekam bo to jest naprawde cudne <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nowa na blogu! uhuhuh, ale się wciągnęłam! Chyba pierwsze takie zetknięcie z Liam'em. <3

    OdpowiedzUsuń