poniedziałek, 22 lutego 2016

Chapter Seventeen


*******

- Rozumiesz już wszytko?
         Rozejrzałam się dookoła, kolejny raz przyglądając się wnętrzu gabinetu. Niepewnie zerknęłam na starszego mężczyznę powoli analizując każde jego słowo.
- Czyli mam dodawać odcinki tak jak zwykle, tylko dodać na samym dole szablonu wasz znaczek? - podsumowałam, zakładając ręce na piersi - Nie rozumiem, po co to.
          Griffiths uśmiechnął się leniwie, wzdychając. Skinął głową na kilku mężczyzn, którzy natychmiast zerwali się z miejsc, chwytając swoje teczki i wymaszerowali z gabinetu zostawiając nas samych. Zmrużyłam oczy wygodniej siadając na krześle i z uniesioną do góry brwią, czekałam na to co zrobi staruszek.
- Kiedy dodasz nasze logo - powiedział, wstając i zapinając marynarkę - Wszyscy będą wiedzieć, że to my sponsorujemy twojego bloga. Dodatkowo wykonamy dla ciebie nowy szablon, który będziesz musiała tylko wgrać.
- Czyli innymi słowy, wy dostaniecie pieniądze za wyświetlenia a ja... rozgłos.
          Mężczyzna spojrzał na mnie, uśmiechając się. Powoli podszedł w stronę wielkiego okna, złączając ręce za plecami. Pokręciłam głową czekając na to co powie. Mimochodem spojrzałam na zegar, powstrzymując cichy jęk, kiedy zauważyłam, że spędziłam tutaj już ponad dwie godziny. W tym samym czasie mogłam napisać połowę odcinka!
          Drgnęłam kiedy drzwi za nami gwałtownie się otworzyły a do środka wpadły dwie, zakapturzone postacie. Po chwili kaptury opadły, a ja spoglądałam na Nialla i Liama.
- Danielle? - Niall zaskoczony spojrzał na mnie marszcząc brwi. Powoli przeniósł wzrok z mojej postaci na sylwetkę swojego szefa, marszcząc brwi. Prawdopodobnie nie miał pojęcia po co byłam tutaj wzywana z samego rana. Spokojnie Niall ja tez nie mam pojęcia. - My... wracamy już do Londynu, mamy się tam zjawić jak najszybciej. Liam ma umowę podpisaną przez ojca Danielle, więc....
- Połóż ją na biurku - przerwał im nie odwracając się. Stłumiłam ciche prychnięcie, wyciągając dzwoniący telefon z kieszeni kurtki. Od czasu kiedy znalazłam się w szpitalu nie rozmawiałam z żadnym z moich przyjaciół, co skutkowało ciągle dzwoniącym Niallem. Miałam wyrzuty sumienia, kiedy resztką samokontroli odrzucałam połączenie przyjaciela. Nie chciałam go tak traktować, ale nie miałam pojęcia co mogłabym mu powiedzieć. To, że Niall dowiedział się o wszystkim, nie denerwowało mnie tak: w końcu sama zdążyłam mu wszystko wytłumaczyć nim zaczął się ten cały szum z Modestem i One Direction. - Poczekajcie chwilę, zaraz skończę z Danielle. - przeniosłam wzrok z dzwoniącego urządzenia na siwego mężczyznę. Przygryzłam wargę, odrzucając połączenie i szybko wystukując do chłopaka wiadomość. Miałam tylko nadzieję, że mnie nie zignoruje tak jak ja jego i pojawi się na miejscu. Chciałam mu wszystko wytłumaczyć, takiego przyjaciela jak on wolałam nie stracić. - Masz rację, dokładnie o to mi chodziło. Czy to nie jest właściwa propozycja?
          Prychnęłam.
- Propozycja? Wręcz proponujecie mi abym się sprzedała. Macie wystarczająco dużo zysku z rozwoju zespołów takich jak chłopcy. Po jaką cholerę chcecie zdzierać kasę z moich czytelników? - wyplułam, delikatnie się unosząc na miejscu.
- Bo nic nie zrobimy za darmo. Równie dobrze możemy tobie kazać zapłacić wszystkie koszty które niesie za sobą twoja promocja - staruszek w końcu zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Szyderczym spojrzeniem - A tego nie da rady opłacić nawet twój bogaty tatuś. Na twoim miejscu pomyślałabym co byłoby dla mnie lepsze. Przecież nie będziemy kazali im płacić za wejście na stronę. Po prostu, kiedy tylko wejdą na nasz adres, automatycznie będziemy dostawali za to pieniądze. Nikt nic nie odczuje.
          Spojrzałam w bok na Liama, bawiącego się swoim telefonem. Byłam w kropce. Nie miałam pojęcia co mogłabym jeszcze zrobić. Gryffiths był przebiegły  i bardzo szybko zapędził w kozi róg.
- Zgodzę się, ale pod jednym warunkiem. - powiedziałam wpadając na pomysł - Nasza współpraca zakończy się z chwilą, kiedy działalność One Direction z wami się skończy. Wznowię ją na nowo z kolejną formą która ich przejmie, a wy nie będziecie mogli wpłynąć na moją i ich  decyzję. To są moje warunki.
          Nigdy nie miałam Richarda Griffithsa za opanowanego człowieka. Nienawidziłam go za to co robił, za to jak zarządzał życiem chłopaków. Wchodząc we współpracę z nim i z Modestem podpisywałam pakt z diabłem. Dlatego, kiedy jego twarz zrobiła się cała czerwona ze złości nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia.
- Nie możesz.... Podpisałaś...
- Podpisałam umowę z One Direction - przerwałam mu - Z wami podpiszę na moich warunkach.

~*~

           Szybko wybiegłam z budynku już z daleka widząc blond czuprynę mojego przyjaciela. Uśmiechnęłam się widząc, jak chłopak skupiał się na swoim telefonie, pewnie czekając na jakąś wiadomość od swojego chłopaka.
- Niall! - pisnęłam podbiegając do niego i rzucając się na jego szyję. Blondyn głośno się zaśmiał okręcając nas w kółko, aż w końcu postawił mnie na ziemię. Badawczo przyjrzał się mojej twarzy, delikatnie dotykając zadrapań i żółtych siniaków. - Daj spokój. To... nic.
- Dan. - zmrużył oczy - nawet tak nie mów. To nie... nie jest nic. Nie rozumiem jak mogłem nic nie zauważyć. Myślałem, że po tym razie, kiedy cię widziałem całą poobijaną ona nic ci nie zrobiła. Mogłem zareagować, mogłem... zrobić cokolwiek, aby ci pomóc! - powiedział, a jego oczy niebezpiecznie zabłyszczały.
Oh, nie, Niall nie może płakać. Nie przeze mnie.
- Okej, okej. Spójrz, nic mi nie jest. Jest w porządku, Liam mi pomógł na szczęście, a teraz już jest po wszystkim. Mama siedzi w więzieniu, a ja zostaje z tatą. Nie zostaniesz więcej postawiony w tej sytuacji. To koniec.
             Chłopak odetchnął głośno, stykając nasze czoła. Uśmiechnęłam się do niego, delikatnie gładząc jego policzek i czekając, aż się uspokoi. Zignorowałam wciąż dzwoniący telefon, jednak po kilku minutach, zniecierpliwiona chwyciłam urządzenie spoglądając na obcy numer. Wywróciłam oczami, akceptując połączenie.
- Słucham?
- Gazeta ''The Sun''. Chcieliśmy zadać pani kilka pytań. Czy to prawda, że... - dotknęłam czerwonej słuchawki, nie chcąc słuchać dłużej pytań reportera. Spojrzałam na Nialla ze zrezygnowaniem.
- Gazeciarze mnie już znaleźli - jęknęłam. Sekundę później oboje usłyszeliśmy jak burczy mi w brzuchu. Fuknęłam.
           Blondyn zaśmiał się, otwierając mi drzwi auta i gestem zapraszając do środka.
- Dawaj kochanie. Pojedziemy coś zjeść, a ty musisz mi wszystko wytłumaczyć. Wydaje mi się, jakbym był sto lat do tyłu. Nic nie rozumiem.
           Skinęłam głową, pozwalając przyjacielowi wybrać restaurację i w ciszy zaczęłam układać wszystko to co miałam mu powiedzieć.

*********
Witam, witam :)
Dzisiaj już trochę lepiej się czuję z tym odcinkiem. Początek był trochę trudny do napisania, ale potem już jakoś zleciało :D
Ten tydzień siedzę już w domu, nigdzie się nie wybieram :)
W każdym razie, pracuję już nad czymś nowym, coś co zastąpi ten blog jak i Contract, ale będziecie musieli trochę poczekać. Dlatego proszę Was, abyście przeszli po zakończeniu tego bloga na Contract a tam będą dalsze informacje co do nowej historii.
Adios!
Ch.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Chapter Sixteen


*********

          Powoli zsunęłam się z ostatniego schodka, rozglądając się po pokoju, szukając sylwetki taty. Niepewnie skierowałam się do salonu, skąd dochodziły odgłosy rozmowy. Zagryzłam wargę, wchodząc do pomieszczenia, uważnie obserwując Francesce i ojca, pogrążonych w cichej rozmowie. Kilka sekund później oczy kobiety, spoczęły na mnie a na jej twarzy pojawił się radosny uśmiech.
- Danielle! Dziecko, już wstałaś! - zawołała, podchodząc do mnie i mocno obejmując. Spojrzałam na nią, uważnie obserwując - Lekarz mówił, żebyś nie ruszała się przez kilka dni z łóżka. Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?-skinęłam głową w odpowiedzi, cały czas patrząc na tatę.
           Mężczyzna powoli obrócił się w naszą stronę, skupiając na mnie swój wzrok. Momentalnie wbiłam spojrzenie w podłogę, bojąc się spojrzeć w jego oczy. Nie miałam pojęcia co mogłabym tam zobaczyć. Czy byłby to zawód tym wszystkim co się stało? Przecież tata wcale może nie chcieć się mną zająć, może mieć gdzieś to co działo się w domu. Bałam się, że mógłby mnie odesłać do matki, a ja musiałabym przeżywać koszmar na nowo.
            Spięłam się, kiedy usłyszałam ciche kroki, aż w końcu mocne ramiona objęły moje ciało i mocno przycisnęły do klatki piersiowej. Bezwiednie objęłam tatę, wtulając się w jego pierś, powstrzymując się od jęku bólu. Zaciągnęłam się znajomym zapachem perfum, czując jak łzy powoli napływają do moich oczu. chwilę później moim ciałem wstrząsnął szloch, a ja jeszcze mocniej przyległam do ojca.
- Danielle... obiecuję, że nic ci się już nie stanie, przysięgam - usłyszałam cichy szept taty. Sapnęłam cicho, mimowolnie odwracając głowę w kierunku stolika, na którym leżała sterta papierów. Wysunęłam się z uścisku ojca, zaciekawiona chwytając kilka kartek. Na samej górze widniało moje zdjęcie oraz imię. Zmarszczyłam brwi - Dokumenty dla sądu. Mam zamiar wnieść oskarżenie przeciwko twojej matce. To co ci zrobiła nie ujdzie jej na sucho. Nie tym razem.
           Drgnęłam słysząc gniew w głosie mężczyzny. Dobra passa mamy dobiegła już końca. Ona wyląduje w więzieniu a ja zostanę z tatą... No właśnie.
- Tato, nie chcę wyjeżdżać ze stanów - powiedziałam cicho, wbijając spojrzenie w podłogę. - Dobrze mi tutaj, mam tutaj swoich przyjaciół... nie chcę zmieniać środowiska.
- Danielle... wiesz, że nasz dom jest we Francji. Tam mam główną siedzibę firmy, nie mogę tak nagle wszystkiego zostawić i zamieszkać tutaj... a ty sama nie możesz zostać. Nie masz nawet 18 lat!
- Nie chce mieszkać we Francji! - krzyknęłam odwracając się - Moje miejsce jest tutaj, w USA. Nie zabieraj mi tego tak jak mama - szepnęłam cicho, mrugając aby odgonić łzy. - Tutaj jest mój dom.
             Cisza jaka zapadła dzwoniła mi w uszach. Wiedziałam, że ranię uczucia taty, jednak nie mogłam, ba nie chciałam przenosić się do innego kraju. Myśl o ponownym zaaklimatyzowaniu się i poznaniu nowych ludzi przerażała mnie.
- To nie jest odpowiedni moment na tę rozmowę - Francesca potarła moje ramiona w pocieszającym geście - Póki co zostaniesz tutaj z nami aż rozprawa dobiegnie końca. Nie martw się.
 Za późno.

~*~

- Jakim cudem? Jakim pieprzonym cudem?- warknęłam, unikając kolejnego natarczywego reportera. Wbiegłam do jednego ze sklepów z wdzięcznością obserwując jak postawny ochroniarz niemal natychmiast zamyka drzwi na klucz. Tłum paparazzi zderzył się z szybą, jednak mimo to nadal wykrzykiwali w moim kierunku pytania a lampy aparatów błyskały robiąc kolejne zdjęcie. Oparłam się o stoisko za mną, nerwowo przeczesując włosy. Pomysł wyjścia na spacer, a potem zrobienie zakupów, aby uzupełnić zapasy lodówki wydawał się całkiem dobry rano, ale kilka minut po wyjściu z willi taty zdążyłam kilka razy przekląć własną głupotę. - Cholera. Co teraz?
- Danielle?
           Odwróciłam się, wpadając na pierś Liama. Zamrugałam oczami odsuwając się na kilka kroków, i podnosząc głowę - Co się dzieje? - zerknął na wejście sklepu, nagle rozumiejąc. - Oh.
- Oh - sparodiowałam wywracając oczami - Po co za mną chodzą? Nie jestem nikim wielkim aby umieszczać mnie na... pierwszej stronie - rzuciłam, wskazując na gazetę obok z moją podobizną - Nie powinni zajmować się kimś takim jak ty?
- Jesteś autorką oficjalnego opowiadania o nas, to im wystarczy - zaśmiał się, chwytając mnie za ramię i prowadząc w głąb sklepu, z dala od krzyczących osób. - To teraz będzie twoja codzienność, musisz przywyknąć. Z biegiem czasu będzie lepiej, ale nie od razu.
          Westchnęłam głośno, opuszczając ręce. Polowi szłam za chłopakiem, uważnie go lustrując. Ubrany był w jasne jeasny i białą koszulkę. W pasie przewiązał się czerwono-czarną koszulą w kratę a z tylnej kieszeni spodni wystawała kolorowa chustka. Nieświadomie zagryzłam wargę, prawie natychmiast karcąc się w myślach. Payne podszedł do jednego z pracowników sklepu, cicho coś do niego szepcząc. a potem kiwając na mnie głową.
- Kiedy znajdziesz się w sytuacji takiej ta, wyjdź tylnym wyjściem. Nie warto czekać, aż tłum zmaleje - uwierz mi zbyt dużo czasu to zabiera - rzucił, kiedy znaleźliśmy się na podwórku z tyłu sklepu. Skinęłam niemo głową, wkładając ręce do kieszeni, kierując się w stronę wyjścia - Danielle! Podziękuj swojemu ojcu. Dzięki niemu możesz teraz publikować dla nas.

*******
Cześć Wam!
Odcinek mega krótki - przepraszam, ale nie potrafię się skupić na tym opowiadaniu. Zastanawiam się czy nie skrócić odcinków - planowo zostało jeszcze pięć rozdziałów - nie mam pojęcia czy dam radę, czy nie wrzucę ich do jednego worka i nie zakończę opowiadania wcześniej. Zobaczymy.
Komentujcie - to cholernie pomaga :)
Kto ma ferie? Ja!
Kto musi chodzić do szkoły normalnie na lekcje? Ja!
Pierdolona szkoła....
x
Ch.